Siedząc sobie na kawie w jednej z washingtońskich kawiarenek, nie mogłem usłyszeć dzwonów weselnych. Dzwonów oznajmiających ślub starszego syna.
Nie mogłem usłyszeć tych dzwonów, bo dzwoniły na dalekiej, zagubionej i małej (34km x 23km) wysepce na Karaibach – Barbados, oddalonej od Washingtonu o drobne 3 300km. A właściwie jako że ślub odbył się na plaży, wśród drzew palmowych, to dźwięk dzwonów został zastąpiony szumem palm i fal morskich.
Świat się zmienia, to znaczy kurczy. Barbados stała się wyspą niesamowicie popularną wśród nowożeńców z USA. Procedura też jest bardzo prosta, załatwia się wszystko szybko i łatwo w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Barbados, a potem po powrocie, jest to tylko kwestią formalnego zarejestrowania w miejscowym urzędzie.
Ale najciekawszą częścią tej historyjki (ładna mi historyjka) jest to, że dowiedziałem się o tym fakcie dwa tygodnie temu, a ślub odbył się 21 lipca, czyli dwa miesiące temu. Młodzi się tłumaczyli, że aby niespodzianka była całkowita, czekali na zdjęcia, i dopiero wtedy oznajmili swoje szczęście rodzicom, rodzinie, i całemu światu.
Po dwóch tygodniach, jak już radioaktywny kurz (radioactive fallout) trochę osiadł, zapytałem się syna...
no dobrze, a czy teraz możecie mi powiedzieć jaki był cel tej całej tajemniczości, niepowiadomienia rodziny, i ślubu tylko we dwoje na Barbados?
I otrzymałem taką odpowiedź:
Well, doszliśmy do wniosku z Anią, że skoro już wydajemy pieniądze i poddajemy się temu całemu zamieszaniu związanym z wyjazdem na urlop w takie piękne miejsce jak Barbados, to dlaczego nie powiązać tego z naszym ślubem. W końcu ślub to bardzo ‘special’ okazja na całe życie, jest to piękny akt rozpoczęcia małżeństwa, i po prostu stwierdziliśmy że ten akt i celebracja powinny odbyć się w pięknym i ‘special’ miejscu, takim jak Barbados.
Oczywiście takie postanowienie nie pozwoliło nam logistycznie na zrobienie tradycyjnego ślubu z rodzinami. Zresztą zrobienie tego w całkowitej tajemnicy dawało nam odczucie, że jesteśmy tylko dwoje, skazani na siebie, robiący to tylko dla siebie, i że będzie to dla nas bardziej uroczystsze i intensywniejsze.
A co do rodziców, to stwierdziliśmy, że i tak wiedzieli, że ślub miał odbyć się w maju w przyszłym roku, mieliśmy ich aprobatę i błogosławieństwo... i wiedzieliśmy na pewno będą się cieszyć z tego co postanowiliśmy.
I nie pomylili się. Rzeczywiście ucieszyliśmy się bardzo. Ja tylko powiedziałem, że płazem im to nie ujdzie, i że w dalszym ciągu liczymy że może któregoś dnia coś dla nas małego i skromnego zrobią, mały obiad w restauracji, czy coś takiego.
W związku z tym wydarzeniem, przez ostatnie dwa tygodnie rozmyślałem wiele na temat uroczystości ślubnych w dzisiejszych czasach, jak też rozmawiałem z wieloma osobami na ten temat, czy w USA czy w Polsce. Opinie były różne, od opinii całkowicie potępiających uczynek młodych, do opinii całkowicie aprobujących to co zrobili. W sumie opinii aprobujących było dużo więcej, a wręcz mając też znajomych którzy mają dzieci gotowe do przystąpienia w związek, ze zdziwieniem dowiedziałem się, że tego typu ślub jaki zrobiły moje dzieci jest na myśli wielu młodych ludzi.
Ale są też oczywiście wielkie weseliska, z pompą i fanfarami, jak też olbrzymimi zgromadzeniami establishmentu biznesowego i politycznego... wszystko zależy kto wchodzi w związek i jakie jest ich ‘exposure’ na świat zewnętrzny i polityczny.
Jak też są śluby-farsy. Dlatego temat ślubów jest taki popularny w reality shows. Bo to często farsa i teatr.
I tak sobie pomyślałem... może to i dobrze, że młodzi biorą sprawy w swoje ręce i robią jak im pasuje, a nie jak rodzina by oczekiwała?
A na żartobliwą nutkę... jako że statystyki rozwodowe są bardzo niesprzyjające, bo około 50% małżeństw się rozwodzi w USA, to tego typu ślub też jest dobry dla rodziców, bo zmiejsza ryzyko, że ich wydane pieniądze pójdą w nicość.
Ale odkładając żarty na bok, ile to musi istnieć rozpaczy i traumy właśnie wśród rodziców, a potem dziadków widzących rozpadające się małżeństwa, które nie tak dawno były tak celebrowane wspaniałymi uroczystościami ślubnymi. Bo my rodzice też w końcu jesteśmy z tej samej gliny ulepieni, i nie spływa po nas wszystko jak po kaczce.
Ale tak naprawdę na samym końcu to chciałbym powiedzieć...
A jakie właściwie my, rodzice i dziadkowie mamy opcje. Według mnie dwie...
Dinosaurs will either adopt, or will quickly become extinct.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz