Pokazywanie postów oznaczonych etykietą humor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą humor. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 października 2011

Moje dywagacje na temat roku 2050

Sprowokowany Twoim emailem na temat jakie to plany przyszłościowego samolotu pasażerskiego ma Airbus na rok 2050 (patrz zdjęcie), takie oto nasuwają mi się refleksje:

Polityka: Rządy wielu krajów, będą się spotykały co tydzień w coraz to innym atrakcyjnym miejscu na różnych konferencjach międzynarodowych. Konferencje te nie będą oczywiście dawały żadnych rezultatów, tak zresztą jak i dzisiaj, a jednynie będą narzędziem w celu turystyki i rekreacji za pieniądze podatników.

Wojny: Wojny będą całkowicie skomputeryzowane. Armia nie będzie w ogóle potrzebna. Wrzucą do komputera dane jakiegoś kraju, liczbę ludności, zasoby naturalne, ilość fabryk, ilość pieniędzy, ilość potencjalnych wojskowych, i komputer od razu powie kto przegrał wojnę i po jakim czasie, bez potrzeby realizacji fizycznej agresji czy też obrony. Bez krwi, potu i prochu, oraz bez zużycia benzyny.

Komputery: Komputer będzie tylko jeden – scalony, będący desktopem, laptopem, iPadem, iPodem, ze smartfonem, wykonujący wszystkie możliwe funkcje na raz. Microsoft wypuści nowy software, najpierw o nazwie "Balcony", czyli balkon, przez który widać więcej niż przez "Windows". Następna wersja systemu operacyjnego będzie się nazywać "Tower", czyli Wieża, skąd widać wszystko naokoło.

Apple: Ta zasłużona firma wypuści software "iKnow", który będzie automatycznie wlewać cała wiedzę do głowy studentom i innym szybko-chłonnym. Przyklejasz do łysej głowy ssawkę z elektrodą, włączasz Apple i masz w głowinie to co chcesz wiedzieć. Rozszerzona, droższa wersja będzie robić automatyczną konwersję myśli na e-mail, wysyłany również myślami do kogo chcesz. Oczywiście myśli będą automatycznie korygowane od razu sprawdzane przez NSA National Security Agency, i kierowane do iCloud.

Żywność i zakupy: Wyprodukują pigułkę smakowo-odżywieniową. Tak że nie będzie teleportacji żywności, np. kotletów schabowych, ale wszystko za pomocą farmakologii. Łykasz jedną pigułkę i masz w organiźmie wszystkie substancje konieczne do przeżycia bez otaczania ciała zbędnym tłuszczem.

Włączasz sobie TV na kanał gdzie są tylko gourment potrawy. A pigułka będzie natychmiast reagować ze wzrokiem dając uczucie sytości i smaku oglądanych potraw. Po chwili już jesteś najedzony i ukontentowany smakiem jakiego pragnąłeś .....nnikną lodówki do żarcia, w lodówkach będą jedynie napoje, żywność bioaktywna (tak jak jogurty) i ...kosmetyki dla kobiet, często na bazie substancji, o których nie chcielibyśmy wiedzieć, ale za to jakże zdrowych dla cery, utrzymujących wieczną młodość.

Papierosy: Palacze też będa mieli usprawnienie. Zamiast palić tytonie, i gdzieś marznąć pod budynkami pracy lub restauracjami (bo palenie będzie wszędzie zabronione), będą małe pokoje, w których będzie odpowiednie, regulowane gałką w ścianie stężenie dymu w powietrzu. Postoi się tam na kilka wdechów i juz masz tyle, jakbyś wypalił 20 szt "Guloise", czy najmocniejszychh francuskich "Guitanes". A w dodatku szybciej i nic nie musisz nosic po kieszeniach.

Samochody: Nareszcie je przerobią na acetylen. Do zbiornika wrzucisz parę kostek karbidu, nalejesz wody z kałuży, naplujesz lub nasikasz... i jedziesz.

Ubrania: Będą typu "One fits all". Coś jak koszulka termokurczliwa. Wkładasz na siebie na przykład marynarkę, która najpierw wisi na Tobie jak worek na psie. Stajesz w takiej tubie, albo ogrzewasz suszarką do włosów, i ubranie kurczy się ile trzeba. To samo będzie z butami, wkładasz nogę do odpowiedniego płynu, i już masz wymiar jaki potrzeba i pasuje świetnie do nogi.

Samoloty: Będa jak opisałeś z wielkimi szybami i ścianami, siedzenia trzymające się tylko wąskich rurek zamontowanych w przezroczystej podłodze. Lot będzie trwał krótko, znacznie krócej niż teraz, ale dojazd do lotniska i kontrola będzie trwała dwa razy dłużej niż sam lot. I to niezależnie gdzie lecisz.... Np. lecisz do Europy 4 godziny a procedura lotniskowa będzie trwała 8 godzin.

Mógłbym tak jeszcze długo, ale na zakończenie podam, że w 2050 nikt już nie będzie pracował ani szukał pracy. Najpierw bogaci będa przez jakiś czas utrzymywać biednych, jak tego chce Obama. Potem jak już nie będzie bogatych, to Chiny bedą utrzymywały cały świat. Niezbędne prace w danym okręgu będą wykonywali drobni przestępcy z cybantami na nogach i przez radio im dadzą zlecenia gdzie mają pozbierać śmieci, czy gdzie dostarczyć to czy tamto.


To całkowicie wystarczy jako praca lokalna, a my będziemy tylko siedzieć i grać w gry przed ekranami, kąpać sie a w basenach i wodach jezior, chodzić na party lub po prostu nudzić się. Praca będzie tylko formą kary za przestępstwa, ...a w ogóle to będzie raj na ziemi.

sobota, 22 października 2011

Mała czarna społecznościowa™ - You’ve got mail, czyli kawior, gitara i miłość w sieci


Siedząc sobie na porannej kawie w jednej z washingtońskich kawiarenek, zapisuję historię pewnej parki. Opowiedzieli mi ją kilka dni temu, w czasie jak wstąpili do mnie na moment na kawę.

Zanim rozpocznę tą historię, to powołam się na pewien film amerykański, jako wprowadzenie do tematu. Otóż zastanawiałem się czasami nad amerykańską komedią romantyczną z roku 1998 ‘You’ve got mail’ – polski tytuł ‘Masz wiadomość’ z Tomem Hanks i Meg Ryan w roli głównej (to jeszcze za czasów zanim Meg Ryan zepsuła sobie usta na własne życzenie).

Zastanawiałem się w aspekcie statystyki, wysnuwając swoją teorię, że przy takiej olbrzymiej ilości użytkowników internetu, sięgającej pewnie miliardy, statystycznie powinno być możliwe aby naprawdę wydarzyło się podobne „love story”, jak we wspomnianym filmie. Oczywiście od samego początku było dla mnie zrozumiałe, że bezlitosna statystyka nie będzie za bardzo łaskawa aby powtórzyć scenariusz, w którym tak jak na filmie, spotkana osoba na sieci jest multi-milionerem – ale nie o to tu chodzi. W każdym bądź razie, po usłyszeniu tej historii, moja teoria została udowodniona.

Tutaj nadmieniam, że historia ta jest autentyczna. Zamieszczam ją na blogu, tylko dlatego, że mam zezwolenie wspomnianej pary.

Lena i Viktor to rosyjska para, już nie pierwszej młodości, którzy są moimi lokatorami. Otóż okazuje się, że poznali się na internecie, gdzieś tam na rosyjskich czatach. Przez długi czas korespondowali ze sobą na Internecie: na czatach, na Skype, albo przez email. I chociaż mieszkali blisko siebie, to trwało to bardzo długo, bo aż pięć lat zanim się spotkali. Mówiąc blisko, mam na myśli blisko jak na amerykańskie warunki; ona w Pensylvanii, w mieście Philadelphia, on gdzieś w New Jersey – w sumie tylko cztery godziny jazdy samochodem.

Do dzisiaj nie wiadomo czy w ogóle myśleli w tych kategoriach, aby się kiedykolwiek spotkać. Sami zresztą powiedzieli, że nie są pewni, czy którekolwiek z nich to planowało. Obydwoje mieli wystarczającą ilość własnych problemów z małżeństwami, które się właśnie rozpadały.

Ale wydarzenia same pchęły ich do tego spotkania.

Więc zaczęła opowiadać Lena. Otóż pewnego dnia, Lena była bardzo smutna, bo zachorowała jej mama w Rosji, a ona nie miała pieniędzy aby pojechać ją odwiedzić. No i wyżalała się Viktorowi na Skype nad swoim losem, paskudnym rozwodem z mężem po 10-ciu latach, itd.

Dwa dni poźniej, Lena odkryła w swojej poczcie list (w normalnej poczcie), a w środku czek od Viktora na sumę 1 500 dolarów – wystarczającą aby kupić bilet lotniczy do Moskwy. Viktor po prostu nie zastanawiając się długo, mimo tego że nigdy nie widział kobiety na oczy, po prostu wysłał Lenie pieniądze, bez żadnego wyjaśniającego listu.
Lena oczywiście podziękowała przez Internet, i powiedziała, że dług zwróci.

Po powrocie z Rosji, zabrało jej to trochę czasu, aby zarobić i odłożyć te pieniądze. Ale w końcu je uzbierała, i oznajmiła, że się do niego wybiera aby osobiście oddać dług i podziękować za taki honorowy, i jak na dzisiejsze czasy bezprecedensowy uczynek. Lena przygotowała duży koszyk różnych rosyjskich smakołyków, które przywiozła z Rosji i wręczyła Viktorowi w ramach podziękowania.

No i tak to się zaczęło... skwitowała Lena. Nareszcie się spotkaliśmy, po pięciu latach korespondecji na internecie!

Ale ja byłem niepocieszony tym płaskim zakończeniem i się pytam...

No dobrze, no ale co dalej... mieszkaliście osobno oddzieleni od siebie czterogodzinną jazdą samochodem. Jak to się dalej potoczyło; na przykład kiedy mieliście pierwszy seks? – no coż, za dyskretny to raczej nie byłem.

Viktor zaczął się śmiać i mówi, że tego samego dnia. A Lena ciągnie dalej...

No tak, seks był tego samego dnia. Ale mój Viktor zawsze taki skromy, i nie dodał, że to były trzy dni i trzy noce tego seksu. Przez trzy dni i trzy noce nic tylko seks, gitara i grilowanie w ogródku. W tym czasie zjedliśmy wszystkie prezenty, które mu przywiozłam: kawior, wspaniały wiejski smalec, wypiliśmy dobrą rosyjską wódkę, i jeszcze wiele innych rzeczy...

Po tym opowiadaniu Leny, od razu nabrałem szacunku i respektu dla rosyjskiego smalcu, kawioru i mocnej wódki. Faktem jest, że Victor był na początku swoich czterdziestu lat, czyli w kwiecie wieku, Lena kilka lat młodsza – ale mimo wszystko.

Później opowiadali dalej jak to było fajnie: grali, jedli, pili... i grali.

Lena dalej kontynuuje...
Mam nawet zdjęcie z gitarą, na którym jestem tak jak mnie Bozia stworzyła; tylko ja i gitara, która zasłaniała wszystko co powinna zasłaniać...

W tym momencie musiałem popełnić faux pas, niechcąco wyrażając na twarzy niedowierzanie, które pewnie Lena zauważyła. Tutaj muszę nadmienić, że Lena to dziewczyna z naprawdę wielką obfitością cech kobiecych.
Lena nie wytrzymała. Powiedziała tylko, że parę lat temu wyglądała inaczej niż dzisiaj. No i poszła i oczywiście poszukać zdjęcia.
Byłem bardzo zaskoczony, bo nie myślałem, że jest to możliwe aby przykryć gitarą wszystko co trzeba. Ale jednak można.

A Viktor z szelmowskim uśmiechem tylko dodał
Dlatego już dzisiaj zaczęliśmy oszczędzać pieniądze, aby na naszą rocznicę kupić cello (na zdjęciu).

Za co natychmiast dostał na odlew po głowie.

Ale widać było że się kochają

piątek, 21 października 2011

Gadgety i szczęście

Mam już coraz gorszą pamięć, dlatego wszystko zapisuję. Będąc na początku emigracji, już w Austrii, wypunktowałem 27 przedmiotów jakie zapewniają szczęście w minimalizmie.

Potem sam znacznie odszedłem od swoich teorii minimalizmu ogadgetowując się starannie, i płacąc za to wysoką cenę – zobacz artykuł „Cyber życie – zgroza i ohyda posiadania gadgetów”.

Ale w końcu u schyłku życia stwierdziłem, że te gadgety gubią ludzkość, a szczęście dają tylko chwilowe, tuż zaraz po ich kupnie, zanim się je podłączy i wyjdą na jaw ich niedopracowania i limitacje.

To spowodowalo że jako następny krok, obniżyłem swój współczynnik spodziewalności – zobacz „andrzejowe”, gdzie jest ten współczynnik opisany.

I tak to jest ze wszystkim, nawet z ludźmi i żywymi stworzeniami. Żenisz się z kobietą, a potem wychodzą z niej różne konieczności. że wciąż musisz robić "updates", "zmieniać olej", wychowywać, kupować jej różne ozdoby, robić to co ona chce itp. Masz kota – to Cię moze podrapać, albo co gorsze, Twoją tapicerkę, masz psa – to Cię może ugryźć, lub zjeść Twoje kapcie.

I tak to jest ze wszystkim, czy to z żywymi istotami, czy też z martwym przedmiotami.....

Jedynie produkty Apple dają Ci trochę więcej szczęścia, bo nie potrzebują aż tyle maintenance, co ich odpowiedniki – produkty Microsoftu.

środa, 5 października 2011

Dobre strony kryzysu

Wbrew pozorom kryzys ma kilka dobrych stron.

Pierwsze: Zachowanie się Greków na zapowiedzi rządu, żeby zaciskali pasa. Z ich reakcji widać, że już więcej nie uda się zwalać winy za głupotę banków, wielkich korporacji, oraz rządów na zwykłych ludzi. Te czasy zdaje się już mijają, kiedy to każdemu dało się wcisnąć ciemnotę. Dawniej przyjmowaliśmy to spokojnie, teraz kamienie idą w ruch na ulicach....

Nawet dziś była delikatna wzmianka w prasie, że budget Pentagonu będzie poważnie okrojony. Nie stać nas na drogie wojny! Zamiast wysyłac armie, załóżymy wrogom jakiś bank i on ich doprowadzi do kryzysu. A jak nie ma forsy, to nie ma na amunicję, czyli będzie spokój.

Drugie: Inne fajne strony kryzysu, to świetne ostatnio nowe widowiska w TV. Jeden taki program o nazwie "The Chew", który ostatnio często pokazują. Za stołem, frontem do widowni, siedzi kilku wyżeruchów, płci obojga i konsumują obiad z deserem przed widownią, Mlaskając (delektując się) i cmokając z zachwytu jakie to wszystko dobre. Polecam tenshow tym wszystkim, których nie stać na „gourmet” żarcie z racji braku gotówki.

Od samego patrzenia ssie w żołądku, ale można się napić wody. Tego typu show nasyci ducha tym wszystkim, komu kończą się świadczenia socjalne. Dla 16 milionow widzów w końcu też coś się dla ducha należy....

Cykl widowisk okresu kryzysu dopełnia TV show pod tytułem "Pan-Am", o dawnej linii lotniczej, kiedy w transporcie powietrznym był wersal i kultura. Nostalgia za latami 60-tymi w postaci pięknych dziewczynek ubranych na niebiesko, żadnych turbulencji w powietrzu, champagne się leje w sektorze biznes class i aż miło się patrzy jak to się kiedyś latało na drugą stronę wielkiej wody. Reasumujac, warto obejrzeć coś, czego już nie ma, choćby po to, żeby docenić przeszłość.

Trzecie: Dobrą stroną kryzysu, to tajemny wzrost różnych opłat bankowych. Tą metodą można się pozbywac pieniędzy nie otrzymujac nic w zamian. To nam odgęszcza domy, szafy, lodówki itp.

Dlatego wszystkie tak zwane "intangible" opłaty powinny być wysokie, żeby nie było od nich odejścia i to bez potrzeby wychodzenia z domu.

Jak się czegoś dobrego jeszcze dopatrzę w kryzysie – to zaraz dopiszę....