niedziela, 13 maja 2012

Pierwsza poważna wycieczka rowerowa


Kiedyś marzyło mi się aby przejechać cały łańcuch górski Appallachów. Są to niewysokie, ale piękne stare góry, długości 2 500km, ciągnące się od Nowej Funlandii w Kanadzie, do Georgii na południowym wschodzie USA.

Tak że jak już teraz jeżdżę na rowerze, to nagle mi się to przypomniało. Ale Szlak Appallachów to niebagatelne 3 500km. Tak że zacząłem mieć wątpliwości czy rower by to przetrzymał. A zwłaszcza czy rowerzysta by to przetrzymał, i jak długo by takie przedsięwzięcie trwało.
Na Apallachy trzeba jednak mieć co najmniej motor. Ale to już nie w tym sezonie.

Tak że zacząłem szukać innych alternatyw na wyzwania i długie wycieczki rowerowe.
Pierwszym kandydatem był znany szlak wzdłuż starego, nieczynnego już kanału Chesapeake i Ohio. Kanał ten miał w sumie 300km długości i ciągnął się od Washingtonu D.C. do miejscowości Cumberland w Maryland. Zadaniem kanału było umożliwienie żeglugi rzeką Potomakiem, która w tej części płynie na sporej różnicy wysokości – 185 metrów, a po drodze są jeszcze groźne wosdospady – Great Falls.

Czyli moje wyzwanie to 600km, no bo rowerem trzeba przejechać trasę tam i z powrotem. Oczywiście nie jest to wycieczka na jeden raz.



Tak że wczoraj postanowiłem przejechać odcinek od Great Falls, Maryland do Georgetown w Washinton D.C., pięknej dzielicy Washingtonu z mnóstwem pięknych zakątków i uroczych restauracyjek.

DSC1827
Na tym odcinku trasy gdzie byłem wczoraj jest 21 śluz, oczywiście dzisiaj już nie działających.

Tak że wczoraj przejechałem 23km tej trasy.

Oczywiście razy dwa, czyli 46km.
W sumie wczoraj dobiłem do 50km.

Tak że w sumie zaliczyłem 7.6% trasy. No i do przejechania zostało mi 277km x 2.

Na zdjęciu jedna ze śluz.


Oto więcej zdjęć:



Piękne wodospady na początku mojej trasy w miejscowości Great Falls. Jedna z przyczyn dlaczego musieli zbudować ten kanał.

W sumie wodospady w Great Falls to tylko około 35km dojazdu od mojego domu.

Z tego punktu wyruszyłem do D.C.

A następnym razem prawdopodobnie wyruszę też z tego punktu, ale w drugą stronę – na północ.



 
Na dole, już za wodospadami cicho i spokojnie. Ale to tylko złudzenie, bo poniżej następne groźne wodospady.













W perspektywie obwodnica washingtońska I495 – Capital Beltway. Jedna z najruchliwszych amerykańskich autostrad.

Jeżdżąc na tej autostradzie prawie codziennie, trudno sobie wyobrazić, że tuż obok, w zasięgu ręki są takie piękne i ciche zakątki.







W większej części kanału, między śluzami nie ma wody (śluzy zresztą też ruiny). Ale na tym zdjęciu, bliżej D.C. kanał jest wypełniony wodą.













Wjeżdżając do Georgetown, Potomac jest już całkiem wielką rzeką, nie przypominającą w ogóle wąskiej, rwącej rzeki w okolicach wodospadów. A to zaledwie kilkanaście kilometrów w górę rzeki.

Po drugiej stronie miasto Arlington, już po stronie Virginii.







Panorama Potomaku.

Po prawiej stronie słynny John F. Kennedy Center for the Performing Arts. Będąc tam kilka razy na różnych spektaklach, nigdy nie omieszkałem w czasie przerw podziwiać wieczornej panoramy Washingtonu z tarasu wychodzącego na wodę.

Po lewej stronie słynny Watergate complex – znany z głośnej afery Watergate, która kosztowała Nixona prezydenturę.

Część kanału przechodząca przez Georgetown jest urocza. Kręcono tam wiele znanych filmów. Kusiło mnie, aby tam pojechać. Ale przerażała mnie droga powrotna więc postanowiłem wracać. I słusznie zrobiłem. Kiedyś przyjadę tylko po to, aby pojeździć rowerem po Georgetown.

Jadąc w stronę Georgetown mój system kardiowaskularny był na ostatnim wydechu. Wracając z powrotem, system się dobrze przewietrzył, więc nie było większego problemu. Ale nie przewidziałem, że droga powrotna w górę rzeki, była naprawde w górę – niby płasko, ale w góre.
To wykończyło moje nogi i ręce.

Po powrocie w miejsce gdzie rozpocząłem swoją wycieczkę, byłem świadkiem akcji poszukiwawczej. Ktoś pewnie spływał w dół rzeki kajakiem i nie dotarł, albo nie powrócił z jednego z wielu szlaków wspinaczkowych.

Widoczny na zdjęciu śmigłowiec US National Parks Police, był całkowicie zagłuszony szumem wodospadów.






Po wypiciu wielkiej Pepsi w restauracji przy wielkim parkingu, chciałem wsiąść na rower, aby dojechać do samochodu. Ale zrezygnowałem, bo nie byłem w stanie przerzucić nogi przez siodełko.

Dopiero w domu zaczęły boleć na serio wszystkie mięśnie. Nawet te, których myślałem że już dawno nie mam.