piątek, 30 września 2011

Komputery w odwrocie

Czytelnicy Technochronika nie dali się sprowokować ankietą „W którym roku desktopy i notebooki staną się tylko przedmiotami archiwalnymi i reliktami z przeszłości”, i odpowiedziała wciąż niewielka ilość czytelników.
A ci którzy odpowiedzieli, w większości uważają, że to nie stanie się przed rokiem 2020.

A jednak w dalszym ciągu uważam, że czas desktopów i notebooków, w takiej formie jaką znamy dzisiaj jest policzony. Wystarczy obserwować trend rozwoju tabletów, i jak zmienia się zapotrzebowanie i sposób używania urządzeń komputerowych przy zastosowaniu chmur informatycznych.

Dzisiaj wpadł mi artykuł Bloomberga, który wydaje się potwierdzać moją teorie, że komputery są już dzisiaj w zdecydowanym odwrocie. Otóż w tym tygodniu, International Business Machines Corporation, czyli popularnie mówiąc IBM prześcignął Microsoft Corporation w rankingu wartości giełdowej, stając się czwartą na świecie firmą pod względem wartości giełdowej, a drugą w grupie firm technologicznych. Prymat w tej grupie wiedzie Apple Inc., która w tym miesiącu uplasowała się na pierwszym miejscu w rankingu światowym bijąc firmę naftową Exon Mobil.
Tak więc technologia i gadgety górą. Nastąpiła era smartyzmu.

IBM został pobity przez Microsoft w roku 1996. Microsoft wypłynął dzięki jego innowacyjnemu na tamte czasy systemowi DOS (Disc Operating System), i do dnia dzisiejszego wiódł prymat nad jego rywalem – IBM.

Pamiętam drugą połowę lat dziewięćdziesiątych, kiedy to IBM został strącony z piedestału technologicznego. Aby przetrwać firma musiała się przeorganizować, zwalniając po drodze w trzech rzutach olbrzymią rzeszę ich pracowników. Po reorganizacji ilość osób zatrudnionych w IBM spadła z ponad 300 000 do około 60 000.

Jeszcze przed tym karkołomnym upadkiem, miałem okazję odwiedzić jedną z siedzib IBM na Florydzie, i pamiętam jak dzisiaj, że byłem pod wielkim wrażeniem, że taka olbrzymia firma wypracowała doskonały system etyki w biznesie, jak również innowacyjny proces rozwoju i inwestycji w technologię i badania naukowe. Dlatego byłem zaszokowany słysząc o tym, że firma jest bliska upadku.

Ale poźniej przez lata, z satysfakcją obserwowałem, że firma ta przeorganizowała się całkowicie, aby wieść prymat w gałęzi która kiedyś zapoczątkowała gwałtowny rozwój tej firmy – informatyce.

Nowe trendy technologiczne pod koniec XX wieku i  w tym stuleciu: internet i cloud computing (chmura obliczeniowa), jeszcze bardziej umocniły dzisiejszą pozycję IBM.

Tak więc, jak to jest często w technologii, role i fortuny dramatycznie się odwracają. Teraz Microsoft jest w odwrocie, zmuszony do reorganizacji.
Według mnie Microsoft nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – zobacz mój artykuł Moja niespodziewanie dobra recenzja Microsoftu.

czwartek, 29 września 2011

Kindle Fire – To nie ogień, to inferno


Ostatnio pisałem o firmach – gigantach, które wchodzą w biznes, który nie jest w sferze ich kluczowych kompetencji (core competencies). Wymieniłem między innymi firmę Amazon, oraz ich gadget e-book – Kindle.

Amazon posunął się jeszcze bardziej do przodu, lub wręcz wysunął się na czołówkę w deptaniu po odciskach Apple Computers i ich bestsellerowym produkcie – iPad. Nowa generacja e-booka Kindle, zwana Kindle Fire, jest faktycznie bardziej tabletem, niż starym, tradycyjnym e-bookiem.

Wygląda na to, że Kindle Fire, rzeczywiście podłoży ogień do buzującego już na pełnych obrotach pieca konkurencji w tabletach – zaczynając od rewelacyjnej ceny $199. A więc Fire będzie tańszy od najtańszego Applowskiego gadgeta. Cena zawsze jest i była jednym z głównych czynników decydujących.
Tak jak zresztą i czas wejścia na rynek. Kindle Fire będzie na półkach sklepowych tuż przed dwoma najważniejszymi amerykańskimi shopping holidays: Thanksgiving i Christmas.

A i sam tablet wydaje się, że będzie konkurować również i wyglądem z iPadem. Jest co prawda w dużym stopniu podobny do tabletowego niewypału Playbook, wypuszczonego na rynek w tym roku przez firmę robiącą słynne telefony Blackberry (jest bodajże robiony przez tą samą fabrykę co robiła Playbooka). Ale Kindle Fire nie będzie miała tego głupiego ograniczenia co ma Playbook, który wymaga posiadanie i bliską obecność Blackberry phone aby łączyć się z Internetem.

A oto główne cechy Kindle Fire
- rozmiar: 190mm x 120mm x 11.4mm
- waga 413 gram, czyli mniej niż funt!
- dual core processor
- olbrzymia wytrzymałość mechaniczna, włączając ekran (30 razy wytrzymalszy niż plastyk)
- zasilanie: 8 godzin czytania książki, lub 7.5 godziny oglądania filmu.
- Android system
- miliony filmów, książek, czasopism, muzyki
- super-szybka przeglądarka internetowa (technologia ‘split browser architecture’)
- pamięć wewnętrzna: 8GB – co jest wystarczające na 80 aplikacji, plus 10 filmów, lub 800 utworów muzycznych, lub 6 000 książek. A oprócz tego...
- darmowy serwis na przechowywanie zbiorów użytkownika w chmurze informatycznej
... i wiele innych.
Najbardziej podoba mi opis wymagań systemowych:
Nie ma żadnych, ponieważ jest to gadget bezprzewodowy i nie wymaga komputera.

Kindle Fire to następny przykład na dobry product positioning, jako że uderza w olbrzymią rzeszę istniejących konsumentów – użytkowników starego e-booka Kindle (który był pierwszym na rynku), jak również olbrzymiej rzeszy miłośników książek elektronicznych, dodając do tego inne niezbędne podstawy: e-mail, muzyka, document reader, flmy.
Nie wspomnę o tym, że Amazon jest już mocno usytuowany na rynku serwisów medialnych: streaming books, streaming music, i streaming video.

No i cena! Mimo tego że prawdopodobnie Apple w dalszym ciągu utrzyma swój prymat na rynku tabletów, to Kindle Fire ma szansę zepchnięcia iPada na pozycję ‘cadillaca w tabletach’. Cena $200 za Kindle Fire nagle staje się ceną przystępną dla wielu rodzin... i marzeniem dla wielu jako następny prezent pod choinkę.

Mam tylko cichą nadzieję, że Amazon będzie konkurencyjny w cenach miesięcznej subskrypcji. Miesięczny koszt bezprzewodowego serwisu jest niebagatelny, koszt ten jest w dużym stopniu zmorą nowych technologii bezprzewodowych.

A co z notebookami? Jak wygląda ich przyszłość, jako że dzisiaj wszyscy producenci elektronicznych produktów konsumenckich są w amoku posiadania własnego, konkurencyjnego tableta? Ostatnio Dell szybko dołącza do tej grupy, nie tylko budując swój tablet, ale również pracując nad innowacyjną aplikacją, która ma zapewnić, że ich tablet będzie najlepszym tabletem na zakupy e-commerce.

Notebooki pewnie będą musiały przejść metamorfozę. Bo trudno sobie jeszcze wyobrazić aby zniknęły na dobre; rzesze profesjonalistów wciąż nie mogły by się dzisiaj obejść bez notebooków. Ale pewnie nastąpi przetasowanie w funkcji notebooka, który prawdopodobnie stanie się ‘czystym’ urządzeniem dla potrzeb ‘computingu’, a tablety przejmą funkcje medialne.

Myślę, że w notebookach zdecydowanie wygra Apple, ze swoim MacBook Air, który jest produktem pośrednim między już starą technologią notebooków, a obecnym szaleństwiem tabletowym.

środa, 28 września 2011

Idiotyzm i konspiracja – a kto rządzi światem?

Nie wiem czy Ty oraz profesor Rybiński, z którym polemizujesz w artykule Mglista granica idiotyzmu i konspiracji czytaliście książkę pod tytułem "Oni rządzą światem" napisaną przez Teksańczyka Jimma Marrs. Ja czytałem angielską wersję tej ‘biblii’ wszelkich teorii spiskowych – Rule by Secrecy.

Od autora: Wszyscy ci, którzy nie chcą kupować książki, mogą obejrzeć 2-godzinny film na youtube, gdzie Jim Marrs omawia jego książkę „Rule by Secrecy” (po angielsku, a ściślej po teksańsku), i w streszczeniu wykłada całą teorię konspiracji, włączając UFOlogię.

http://www.youtube.com/watch?v=Y3HksCZqmck

Zauważyłem, że wszyscy znający treść tej książki włączając mnie, i będąc uświadomionymi w temacie nie dziwią się już potem wielu rzeczom, i zachowują się wtedy spokojnie, tak jak ten słynny świetny aktor Chuck Norris. Zauważ, że on zawsze ma kamiennie spokojną twarz w każdej jego ryzykownej akcji. Bo on po prostu zadał sobie trud i przeczytał dokładnie scenariusz każdego filmu, który odgrywał przed kamerami.

Znając finał nie ma potrzeby się denerwować. I to widać po nim w każdym jego filmie.

Ale odstępując na moment od dygresji z Chuckiem Norrisem, można byłoby podać wiele przykładów różnych decyzji rządów w wielu krajach, które z perspektywy czasu wyglądają na nic innego, jak właśne konspiracje, i zdradzają dwulicowość poczynań.

Wszystko ma też początek w tym, że jest wiele pojęć, z którymi się stykamy na codzień, które w ogóle nie są definiowalne. Jako przykłady: pojęcie czasu, albo pojęcie wartości. W związku z tym, że obydwa te pojęcia nie mają jednoznacznej i ścisłej definicji, a jako że wiele akcji zdarzających się w życiu jest opartych o te dwa pojęcia, to wszysko jest względne i zależne od punktu widzenia, czy też czasu w którym się dzieją.

Inny przykład, to robienie tej samej czynności przez dwie różne osoby. Niby to samo a jednak nie to samo. Ale to oddzielny i nieprzyzwoity temat.

Pojęcie niespójności i różności w wykonywaniu podobnych działań może wydać się skomplikowane. Ale gdyby tak spojrzeć na różne okresy historii, w zależności właśnie od punktu widzenia i czasu, to mamy dylematy trudne do zrozumienia.

Jako przykład: W czasach II wojny światowej, rząd Vichy kolaborowal z Niemcami. Postępowanie z jednej strony naganne, ale ocaliło życie wielu tysiącom ludzi w zniewolonym kraju. Za cenę tej kolaboracji, francuscy POW (prisoners of war, czyli jeńcy wojenni), zostali zwolnieni i w zamian wyjechali na roboty do Niemiec. Na pewno nie było to chwalebne rozwiązanie i zresztą De Gaulle najpierw zasądzil Petaina, ale potem jednak go ułaskawił. Lepsza była wtedy przymusowa praca niż obóz zagłady.

Ameryka sprzedała Hitlerowi technologię do uzdatniania sztucznej benzyny, maszyny IBM do ewidencji więźniów w obozach koncentracyjnych i dla użytku Gestapo, silniki do bombowców, bo po prostu był interes do zrobienia. Jednoczesne popieranie obydwóch stron w światowych konfliktach, być może nie wygląda za dobrze od strony moralnej, ale skoro interes tego wymaga.....

Przykładów że zawsze istniała i istnieje konspiracja można byłoby mnożyć w nieskończoność. Oczywiście wiele jest też przesady na ten temat: jak daleko ona sięga i czy rzeczywiście istnieje a nie jest efektem koincydencji faktów, zamiast planowania z premedytacją.

Ale jak wiemy z historii, cel zawsze uświęcał środki. Na przykład: Pius XI nie występował przeciwko krucjacie Niemców na bolszewików, co mu mamy za złe. Bo z jego punktu widzenia, bolszewicy to bezbożnicy, a wróg mojego wroga jest moim przyjacielem... tak to jakoś się mówi.

A i pojęcie wartości też jest zmienne, tak jak zmienna może być cena 1 litra czystej wody, która w sklepiku w mieście kosztuje grosze... a jaką cenę by zapłacił spragniony za ten 1 litr wody na środku pustyni? Jaką wartość ma dzisiaj stary, analogowy, czarno-biały telewizor, a jaką miał kiedy był nowością?

A jaką wartość ma wolność? Dla jednego jest równoważna wartości biletu kolejowego czy lotniczego aby z danego, zniewolonego kraju wyjechać. A inny by oddał swoje życie dla jego wolności. Jak też i całe odcienie pośrodku.

Wszystko jest względne. Nawet ten artykuł który piszę. Dla jednego może wydać się mądry, a dla drugiego całkiem głupi, bo oczywisty....

wtorek, 27 września 2011

Epoka Smartyzmu

Ludzkość przeszła wiele epok w ciągu jej rozwoju, tak jak: feaudalizm, romantyzm, pozytywizm, itd...

Teraz jesteśmy w epoce smartyzmu

Pytasz się, dlaczego ostatnio przycichłem. To prawda, ostatnio bardzo się wyciszyłem "zesmartowaniem", który narzuca nowa epoka. Bo nadeszły czasy Smart-fonów, Smart-telewizorów, maja budować Smart-domy. Jest nawet Smart-jedzenie, a.k.a. organiczne, które niby ma czynić cuda w organiźmie człowieka, i reperować mu zużyte geny.

U nas po przeciwnej stronie sklepu Food-Lion, przy New Bern Ave. wybudowali budynek, który jak głosi wielka tablica, nazawany został "House of Smart Shoppers". A więc są to czasy tylko dla smartowców, czyli smart-ludzi. Mają tam być produkty żywnościowe, ale tylko dla "smartowców".

A co jeżeli ja nie jestem i nie chcę być smart? Czy wtedy będę należał do wykluczonych przez brak "smartyzmu"? I jak tu nie być w stresie wiecznym?

Tak jak już wcześniej pisałem na temat Apple computers, mój dylemat polega na tym, że mocno się zastanawiam, czy powinienem się "doApplować" w sensie zakupu applowskiego desktopu. Wciąż się waham, czy to na pewno będzie „smart move”. Czy aby czasami nie nabędę tylko nowych problemów, jednocześnie nie likwidując starych? Bo stare problemy na pewno nie znikną, jako że nie mogę się całkowicie pozbyć PC, bo niestety Apple iMac nie ma wielu potrzebnych programów, które jednak używam. Muszę więc czekać, aż po wstępnym obznajomieniu się z nowym, przestaną działać siły przyzwyczajenia.

Już pisali, że nowe Windows-8, mają wypuścić po to, aby mobilne androidalne zabawki, zwane "tabletoidami", były kompatybilne z systemem OS na desktopach. Windows-8 ma między innymi wprowadzić dotykowe ikony jak w tableciku. Tylko pytam się po co? Ekran desktopu jest duży, i tylko niepotrzebnie będzie się go paluchami smarować.

Gorzej jest, że postęp wcale nie idzie w kierunku ułatwienia życia, tylko wręcz odwrotnym. iPad między innymi zrezygnował z ‘flash playera’ firmy Adobe, a współczesne internetowe programy video właśnie używają tylko tego playera. W końcowym rezultacie, nie mogę oglądać na moim iPadzie wielu programów, między innymi mojej ulubionej TV Polonia, bez której żyć nie mogę.

Mam nadzieję, że postępujący kryzys, ukręci łeb tym diabelskim zapędom.

Ameryka ma olbrzymi potencjał, tylko siły i środki są źle ukierunkowane. Zamiast robić coś szybko, dużo, i do tego źle, można byłoby z tego samego materiału, w tym samym czasie wyprodukować dużo lepsze gadgety. Każdemu by to wyszło na dobre: smartowcom, przeciętniakom, jak również i głupcom.

Tak że teraz widzisz, że w smartyźmie, praca jest tylko dla smart people.

Co by to było, gdyby mnie teraz chcieli za uszy wyciągnąć z mojej emerytury do jakiejś smart pracy? Może i bym się trochę dosmartował, ale definitywnie bym się dostresował – pewnie o dobre 20dB.


Wirtualne biznesy gigantów


Dzisiejszy gwałtowny rozwój technologii tabletów, pociągający za sobą development setek tysięcy aplikacji na tablety jest poletkiem eksperymentalnym dla wielu firm ‘nietechnologicznych’ aby wkroczyć na arenę technologii. Otóż ostatnio firma Coca Cola postanowiła, że nie będzie gorsza i przy współpracy z Google wydała swoją nową aplikację na Android.

Współpraca firm nietechnologicznych z firmami informatycznymi lub high-tech, staje się coraz bardziej popularną metodą wirtualizacji i dywersyfikacji biznesów. I odwrotnie, trend ten jest również mile widziany i pożądany przez firmy technologiczne, tak jak Google w powyższym przykładzie. Ostatnio Google również debiutował w masowych środkach przekazu przy współpracy z Fox News (zobacz artykuł „Wybory, wybory”).

Koncept dywersyfikacji i tworzenia wirtualnych biznesów przez firmy-giganty nie jest bynajmniej nowym konceptem. Najlepszym przykładem jest tutaj firma amerykańska Amazon. Nie jestem przekonany, czy jedna z najtęższych głów światowego biznesu, Jeff Bezos przewidział w jego najśmielszych oczekiwaniach, że zapoczątkowana przez niego firma, która w początkowym stadium zajmowała się tylko e-commerce, a konkretnie sprzedawaniem książek przez Internet, pójdzie tak daleko. Dzisiaj w Amazonie można kupić praktycznie wszystko, poczynając od kosmetyków, artykułów medycznych, komputerów, żywności, etc.
Ale Amazon nie zajmuje się tylko e-commerce. Jak wiemy, gadget Amazona Kindle, był jedną z pierwszych elektronicznych książek (wireless). Amazon również usadził się mocno w oferowaniu serwisów „cloud computing” (chmur obliczeniowych), w ramach oferowania IaaS (Infrastructure as a Service).

Inny przykład wirtualizacji i dywersyfikacji gigantów technologicznych to dziedzina zdrowia (health). Nie ma chyba dzisiaj wiodącej firmy informatycznej (IT), lub high-tech, która by nie zajmowała się health, w bardzo szeroko pojętym znaczeniu. Do tych firm należą między innymi: IBM, Google, Microsoft, Siemens, HP, Intel, etc...

Nie wszystkie firmy nietechnologiczne do końca rozumieją potrzebę i korzyści wynikające z rozszerzania się na strefę technologiczną. Prawdą jest, że większość wielkich firm spoza strefy high-tech ma swoją mocną obecność na Internecie, nawet często tworząc doskonałe portale, na których oprócz publikacji z zakresu ich ‘core business’ oferują nietypową i ciekawą zawartość (content), poprzez który starają się edukować swoich konsumentów, dostarczać im ciekawych narzędzi i aplikacji, czy nawet zapewniać rozrywkę...

Ale tradycyjny Internet i technologie Web2.0 to niestety dzisiaj już za mało. Bez aplikacji na Android, czy na produkty Apple, strategia obecności na Internecie powoli zaczyna stawać się niesztandarowa.