poniedziałek, 26 września 2011

Technologia w polityce – Tu mówi radio...

Nawiązując do artykułów o technologii w polityce i o braku neutralności technologii, to rzeczywiście technologia w polityce sie przyjęła, i to już dawno. Początki dał oczywiście Goebbels, zlecając masową produkcję radioodbiornika DKE36 (Deutsche Kleine Empfanger), na lampie VCL11, i lampie prostowniczej VY2. Było to pierwsze radio, którego kopię sam zbudowałem w 1951 roku.

Sukces konstrukcji tego radioodbiornika polegał na tym, że był to prosty, a więc tani, kosztujący w latach wojny zaledwie 36DM, jedno-obwodwy odbiornik refleksowy, umożliwiający odbiór tylko silnej stacji lokalnej, jaką w tamtych latach była "Deutschlandsender", czyli Radio III Rzeszy, nadające propagandę z Berlina na falach długich, na cały Reich, Generalną Gubernię i protektorat Czech i Moraw.

Świsty i gwizdy tego radyjka w czasie dostrajania do stacji dawały niezapomniane wrażenia. Radio to nazwano "Goebbels schnautze" (morda Goebbelsa). Niemcy produkowały miliony tego bakelitowego DKE 36, zresztą w róznych miejscach, między innymi na ulicy Ratuszowej w Warszawie. Wytwórnię tą nazwano "DeRuFa Warschau".

Następny sukces medialny powtórzyl De Gaulle, wyposażając ludnośc Algieru (zwłaszcza wojsko) w tanie odbiorniki radiowe, tym razem już tranzystorowe, przez które przywoływał do spokoju buntujący się Algier. Dzięki temu tranzystorowcowi, De Gaulle dotarł masowo z informacją, która wtedy miała decydujące znaczenie. Jednym słowem, media znowu uzyskały ogromne znaczenie.

Radiostacja Kominternu z Moskwy służyła oprócz propagandy, także jako radiolatarnia dla samolotów. Zagubiony pilot, według wskazań radio-półkompasu, mógł obrócic samolot na kierunek Moskwy, i wiedział, że nie poleci w przeciwnym kierunku, w kierunku terytorium nieprzyjaciela.

Teraz wspaniale rozwinięta technika internetu i video zyskały ogólny termin PR (Public Relations), i tego skrótu się również i w Polsce, do uprawiania polityki zwanej w żargonie "ściemą" lub "zadymą". PR-owcy są już zawodowcami.

Cel PR jest jasno określony wzorem Goebbelsa: zrobić wodę z mózgu, czyli oszukać, okłamać, dezinformować, zadymić tak, żeby widz i słuchacz nie rozpoznał się w niczym i na niczym. Czym więcej tego PR-u i tej technologii, tym łatwiej wygrać wybory, bo nadmiar informacji jest tu najważniejszym faktorem.

Bo trzeba zwrócić uwagę, gdzie leży sedno całej kampanii wyborczej przy użyciu mediów. Leży ono przede wszystkim w ilości spotów. Czym większa ilośc "spotów" reklamowych i video, spotkań i dysput, tym bardziej widz jest bardziej ogłupiony. Ogłupia go ilośc informacji, a nie treść. Treść jest z reguły bez znaczenia, jest to z reguły miałki spicz okolicznościowy o pozytywnym zakończeniu. Częstotliwość projekcji jest dostatecznie duża co daje ten bezinformacyjny szum medialny – szum stały. A stały sygnał, jak wiemy z teorii informacji Schannona, żadnej informacji ze sobą nie niesie.

Zwracam czasem uwagę, co mówi jakiś przyszły leader. Ano nie mówi nic konkretnego, ale mówi, mówi i mówi, pokazuje się i ściska ręce. Jakby od samego pokazywania się miało mu przybyć głosów. Zawsze obiecuje, że on jeden zrobi wszystkim dobrze, że nikt inny nie powie nic lepszego, mimo tego, że każdy mówi dokładnie to samo, i że on jeden wie najlepiej, a jego przeciwnik robi wszystko źle, itd.

Pokazywanie nagiej ładnej dziewczyny nie wymaga komentarza, sam widok na ogół wystarcza, a oni (politycy) myślą, że z nimi jest tak samo.....

Chociaż... bywa też, że ludzie mdleją na potęgę po niektórych spiczach, zwłaszcza wygłoszonych przez tych, co niby mieli po wodzie chodzić. Ale jak później się wszyscy przekonujemy, że to po prostu jeszcze jedna, perfidna forma PR.

Brak komentarzy: