sobota, 30 lipca 2011

Mój pierwszy atak serca - Nareszcie w domu


Od Autora

Te wspomnienia to nie fikcja, faktycznie przyplątał mi się atak serca. Daty są również prawdziwe.
Pragmatyk

12.11.2010

Jest 11:55 i już jestem w domu. Irenka mnie przywiozła, bo przez parę dni nie powinienem sam jeździć.

Spanie w szpitalu jest słabe, bo co parę godzin coś mierzą i wtykają na siłę lekarstwa. A na dodatek komputer przestawia łóżko sam z siebie, z zegarmistrzowską regularnością co 2 godziny, tak że cały czas się budzisz. Stąd dzisiaj jestem bardzo słabiutki i się trzęsę jak mały ratlerek.

Rekonwalescencja ma trwać do 6 tygodni i mam brać różne lekarstwa, jak również mieć pod ręką nitroglicerynę, i gdyby coś to dzwonić na 911, gdyby powrócił ból klatki piersiowej. Ale jak na razie wszystko jest dobrze i powoli dochodzę do siebie.

Rzeczywiscie, masz rację, że iPad w szpitalu byłby super, bo wszędzie mają wireless o silnym sygnale i są gniazdka do ładowania koło łóżka.

Teraz z utęsknieniem czekam na objawy poszpitalne jak: Angina pectoris połączona z kaszlem, atak złości a potem depresja. Odkleiłem już wszystkie 12 elektrod i wyjęli te przeklęte igły z ręki co nimi szedł rozpuszczalnik do mojego werku. Ale mimo tego, wciąż jestem obolały i mam słabą głowę.

Chwalenie się, że się było w szpitalu bez poparcia dokumentacją, czyli zdjęciami, to może być podejrzane, że gość symuluje aby podstępnie wyłudzić współczucie dla siebie od innych. Więc załączam zaś niniejszym komplet zdjęc lichych, bo zrobionych prymitywnym cell phonem, ale zawsze coś. Na zdjęciach można zauważyć, że nawet w szpitalu miałem piżamowe gacie. Ale to jest na specjalne życzenie, żeby gołą dupą nie świecić, bo lustra wszędzie tam były....

Alem się wypsnął spod łopaty ..... co nie!


Brak komentarzy: