niedziela, 9 października 2011

Demokracja czy frustracja


Na przykładzie dzisiejszych wyborów w Polsce, czy też na przykładzie ostatnich amerykańskich wyborów prezydenckich, mniej więcej połowa społeczeństwa jest z reguły z wyborów zadowolona, a połowa nie, a wręcz bardzo sfrustrowana, twierdząc że stała się niesprawiedliwość, że kraj ucierpi, i że w ogóle jest to początek końca.

Tak to pewnie działa demokracja. Demokracja to więc również i frustracja.

Rzecz w tym, że każdej demokracji trzeba pomóc. Niestety jeżeli kraj chce mieć dobrych i mądrych polityków, to cały kraj musi bardzo aktywnie uczestniczyć w procesie politycznym. I nie tylko w czasie wyborów, ale w przeciągu kadencji. Zły polityk musi w czasie swojej kadencji poczuć gniew ludu i musi sobie zdawać sprawę, że jego dni kariery politycznej są policzone. Społeczeństwo musi również podchodzić bardzo trzeźwo do wyborów, jako że od jakości wybranych polityków zależeć będą losy kraju przez następnie kilka lat.

Na przykładzie Stanów Żjednoczonych: w ostatnich wyborach prezydenckich, społeczeństwo zdecydowanie wybrało prezydenta Obamę, mimo, że wiele znaków na niebie i ziemi wskazywało, że jego prezydentura będzie wielkim znakiem zapytania. A teraz właśnie kraj i społeczeństwo muszą cierpieć.

Ale nic się nie bierze bez przyczyny. Zdecydowany wybór Obamy był odzwierciedleniem gniewu i frustracji społeczeństwa na administrację Busha. Wniosek z tego, że wybrani politycy nie mogą patrzeć tylko na swój czubek nosa, tzn. od kadencji do kadencji. Bo od rezultatów i mądrości politycznej zależy nie tylko przyszłość kraju, ale również przyszłość i siła partii skąd dany polityk się wywodzi. Amerykańska Partia Republikańska poczuła to na własnej skórze.

Na szczęście trójczłonowy amerykański system polityczny, gdzie decydującą siłą polityczną są: Senat, Izba Reprezentatów, jak też sam gabinet Prezydenta, pozwala w dużym stopniu na fluktuację, utrzymanie balansu i nieodzowną korektę, jeśli rezultaty obecnego systemu politycznego skręcają w niepożądaną aleję. Na szczęście, mimo że wybory prezydenckie są co cztery lata, to wybory do kongresu (Izby Reprezentatów i Senatu) są co dwa lata. Po wyborach w 2008, wszystkie trzy grupy polityczne znalazły się w rękach Partii Demokratycznej. Ale zeszłoroczne wybory do kongresu pozwoliły krajowi na korekcję. Społeczeństwo wypowiedziało się na rezulaty rządów obecnego prezydenta. Mimo że senat pozostał w rękach Demokratów, to przejęcie Izby Reprezentantów przez partię Republikańską było tak zdecydowane, że historia wyborcza USA nie zanotowała tak drastycznej porażki jednej partii politycznej co najmniej od czasu drugiej wojny światowej.

Demokracji nikt nam nie sprezentuje za darmo. Demokracji i polityki trzeba się nauczyć. I to nie dotyczy tylko partii i stronnictw politycznych, ale również media i nas wszystkich.

Brak komentarzy: