sobota, 22 października 2011

Mała czarna społecznościowa™ - You’ve got mail, czyli kawior, gitara i miłość w sieci


Siedząc sobie na porannej kawie w jednej z washingtońskich kawiarenek, zapisuję historię pewnej parki. Opowiedzieli mi ją kilka dni temu, w czasie jak wstąpili do mnie na moment na kawę.

Zanim rozpocznę tą historię, to powołam się na pewien film amerykański, jako wprowadzenie do tematu. Otóż zastanawiałem się czasami nad amerykańską komedią romantyczną z roku 1998 ‘You’ve got mail’ – polski tytuł ‘Masz wiadomość’ z Tomem Hanks i Meg Ryan w roli głównej (to jeszcze za czasów zanim Meg Ryan zepsuła sobie usta na własne życzenie).

Zastanawiałem się w aspekcie statystyki, wysnuwając swoją teorię, że przy takiej olbrzymiej ilości użytkowników internetu, sięgającej pewnie miliardy, statystycznie powinno być możliwe aby naprawdę wydarzyło się podobne „love story”, jak we wspomnianym filmie. Oczywiście od samego początku było dla mnie zrozumiałe, że bezlitosna statystyka nie będzie za bardzo łaskawa aby powtórzyć scenariusz, w którym tak jak na filmie, spotkana osoba na sieci jest multi-milionerem – ale nie o to tu chodzi. W każdym bądź razie, po usłyszeniu tej historii, moja teoria została udowodniona.

Tutaj nadmieniam, że historia ta jest autentyczna. Zamieszczam ją na blogu, tylko dlatego, że mam zezwolenie wspomnianej pary.

Lena i Viktor to rosyjska para, już nie pierwszej młodości, którzy są moimi lokatorami. Otóż okazuje się, że poznali się na internecie, gdzieś tam na rosyjskich czatach. Przez długi czas korespondowali ze sobą na Internecie: na czatach, na Skype, albo przez email. I chociaż mieszkali blisko siebie, to trwało to bardzo długo, bo aż pięć lat zanim się spotkali. Mówiąc blisko, mam na myśli blisko jak na amerykańskie warunki; ona w Pensylvanii, w mieście Philadelphia, on gdzieś w New Jersey – w sumie tylko cztery godziny jazdy samochodem.

Do dzisiaj nie wiadomo czy w ogóle myśleli w tych kategoriach, aby się kiedykolwiek spotkać. Sami zresztą powiedzieli, że nie są pewni, czy którekolwiek z nich to planowało. Obydwoje mieli wystarczającą ilość własnych problemów z małżeństwami, które się właśnie rozpadały.

Ale wydarzenia same pchęły ich do tego spotkania.

Więc zaczęła opowiadać Lena. Otóż pewnego dnia, Lena była bardzo smutna, bo zachorowała jej mama w Rosji, a ona nie miała pieniędzy aby pojechać ją odwiedzić. No i wyżalała się Viktorowi na Skype nad swoim losem, paskudnym rozwodem z mężem po 10-ciu latach, itd.

Dwa dni poźniej, Lena odkryła w swojej poczcie list (w normalnej poczcie), a w środku czek od Viktora na sumę 1 500 dolarów – wystarczającą aby kupić bilet lotniczy do Moskwy. Viktor po prostu nie zastanawiając się długo, mimo tego że nigdy nie widział kobiety na oczy, po prostu wysłał Lenie pieniądze, bez żadnego wyjaśniającego listu.
Lena oczywiście podziękowała przez Internet, i powiedziała, że dług zwróci.

Po powrocie z Rosji, zabrało jej to trochę czasu, aby zarobić i odłożyć te pieniądze. Ale w końcu je uzbierała, i oznajmiła, że się do niego wybiera aby osobiście oddać dług i podziękować za taki honorowy, i jak na dzisiejsze czasy bezprecedensowy uczynek. Lena przygotowała duży koszyk różnych rosyjskich smakołyków, które przywiozła z Rosji i wręczyła Viktorowi w ramach podziękowania.

No i tak to się zaczęło... skwitowała Lena. Nareszcie się spotkaliśmy, po pięciu latach korespondecji na internecie!

Ale ja byłem niepocieszony tym płaskim zakończeniem i się pytam...

No dobrze, no ale co dalej... mieszkaliście osobno oddzieleni od siebie czterogodzinną jazdą samochodem. Jak to się dalej potoczyło; na przykład kiedy mieliście pierwszy seks? – no coż, za dyskretny to raczej nie byłem.

Viktor zaczął się śmiać i mówi, że tego samego dnia. A Lena ciągnie dalej...

No tak, seks był tego samego dnia. Ale mój Viktor zawsze taki skromy, i nie dodał, że to były trzy dni i trzy noce tego seksu. Przez trzy dni i trzy noce nic tylko seks, gitara i grilowanie w ogródku. W tym czasie zjedliśmy wszystkie prezenty, które mu przywiozłam: kawior, wspaniały wiejski smalec, wypiliśmy dobrą rosyjską wódkę, i jeszcze wiele innych rzeczy...

Po tym opowiadaniu Leny, od razu nabrałem szacunku i respektu dla rosyjskiego smalcu, kawioru i mocnej wódki. Faktem jest, że Victor był na początku swoich czterdziestu lat, czyli w kwiecie wieku, Lena kilka lat młodsza – ale mimo wszystko.

Później opowiadali dalej jak to było fajnie: grali, jedli, pili... i grali.

Lena dalej kontynuuje...
Mam nawet zdjęcie z gitarą, na którym jestem tak jak mnie Bozia stworzyła; tylko ja i gitara, która zasłaniała wszystko co powinna zasłaniać...

W tym momencie musiałem popełnić faux pas, niechcąco wyrażając na twarzy niedowierzanie, które pewnie Lena zauważyła. Tutaj muszę nadmienić, że Lena to dziewczyna z naprawdę wielką obfitością cech kobiecych.
Lena nie wytrzymała. Powiedziała tylko, że parę lat temu wyglądała inaczej niż dzisiaj. No i poszła i oczywiście poszukać zdjęcia.
Byłem bardzo zaskoczony, bo nie myślałem, że jest to możliwe aby przykryć gitarą wszystko co trzeba. Ale jednak można.

A Viktor z szelmowskim uśmiechem tylko dodał
Dlatego już dzisiaj zaczęliśmy oszczędzać pieniądze, aby na naszą rocznicę kupić cello (na zdjęciu).

Za co natychmiast dostał na odlew po głowie.

Ale widać było że się kochają

Brak komentarzy: