środa, 31 sierpnia 2011

Otto


Przypomniał mi się pewien chłopak ze szkoły podstawowej, do której Matka zapisała mnie zaraz po wojnie. Był to rok 1946 kiedy zostałem pierwszoklasistą. Jakoś w trzeciej klasie, w roku 1949 zjawił się w szkole chłopak, z którym nikt się nie chciał zadawać. Nie rozmawiano z nim, był wystraszony choć nie był ani małego wzrostu ani fizycznie słaby, jednak unikał każdego na przerwach i był stale podenerwowany, jakby ktoś za chwilę miał mu z tyłu przyłożyć jakiś dobry cios.

Przyczyna była wkrótce wszystkim znana. Chłopak ten miał na imię Otto, a na nazwisko Hintz. Był Niemcem i jego rodzice z jakichś powodów po wojnie zostali w Warszawie.

Kiedyś jakoś zapytałem Otto, czemu on tak stroni od reszty i jest taki wiecznie wystraszony? Mówił po polsku słabo, z wyraźnym niemieckim akcentem i czuło się jego wyobcowanie, które wcale nie mijało w kolejnych miesiącach nauki w tej szkole.

Otto powiedział, że ojciec kazał mu trzymać się z daleka od kolegów w szkole, że nikt mu nie jest przyjazny i że moze dostać manto od każdego za byle co, a jak w grupie wyniknie nieporozumienie to mu wleją i nikt mu nie pomoże, bo wszyscy będą przeciwko niemu za jego znienawidzoną przez Polaków narodowość . Najchętniej by siedział sam w domu, bo się bał każdego.

Kiedyś po lekcjach zaprosił mnie do siebie po tym jak nawiązałem z nim rozmowę i go zapewniłem, że nie mam do niego żadnej urazy. Miałem więc szansę przez moment zobaczyć jego rodziców. Ojciec jego chyba miał jakieś biuro i zajmował się poszukiwaniami Polaków wywiezionych na roboty do Rzeszy w czasie wojny, tłumaczył jakieś dokumenty i stukał coś na maszynie do pisania. Matka jego była to typowa „frau” z mieszczańskiej rodziny, co widać było po jej ubraniu i ciągłym sprzątaniu mieszkania. Mieszkali na ulicy Wilczej w ocalałym domu i mieszkanie było jak na tamte czasy elegancko urządzone, pełne mebli, obrazów, na podłodze leżał gruby dywan, a drzwi wejściowe miały aż 4 zasuwy, żelazną antabę w poprzek drzwi, dyble w zawiasach od futryny do ściany i widać było, że lokatorzy żyją pod strachem.

Nawet ubranie jakie nosił Otto było inne niż reszta nas miała. Otto miał latem takie szorty i bluzę, podobną do stroju Hitler -Jugend, mimo braku czarnej chusty i opaski na ramieniu. Ale widać było ślady po odprutych dystynkcjach. Jak się robiło chłodniej, to nosił dlugi biały płaszcz i czapkę „Wehrmahtówkę”, tak skrojoną, że na ulicy każdy w nim by zobaczył niemieckiego chłopaka.

Zaraz po szkole Otto prosto pruł do domu i tam siedział. Żadne boisko, żadne podwórko, tylko prosto do domu, bez kolegów i bez zabawy. I do tego lekcje w języku, z którym miał kłopoty.

Trzeba zdawać sobie sprawę, że powojenne rany w Polsce były jeszcze bardzo świeże, Warszawa wciąż w gruzach pamiętała kto obrócił miasto w ruinę. Trudno było mieć sympatię dla Niemców.

Ale zadawałem sobie pytanie; co ten biedny chłopak winien, że przyszło mu żyć w takim miejscu i czasie? Wyznał mi w wielkim sekrecie, że jego rodzice starają się o repatriację do Niemiec, ale to trwa długo. Gdyby nie obowiązek chodzenia do szkoły, to najchętniej by siedział cały dzien w domu.

Pomimo tego, że wiedziałem już wtedy, że mojego ojca Niemcy zastrzelili za udział w powstaniu Warszawskim, to jednakże żal mi było tego chłopaka, wyizolowanego, żyjącego we wrogim mu społeczeństwie, bez szansy na jakiegokolwiek kolegę, ani na radości jakie mają rówieśnicy w tym wieku. Inni w szkole tez go unikali, i mówili; „... to Niemiec, daj mu spokój, ale jakby zaczął z nami, to dostanie zaraz w mordę bo mu sie należy...” Nauczyciele nawet za bardzo nie próbowali interweniować, bo on się nie skarżył i nie sprawiał nikomu żadnych kłopotów, jako że nie łobuzował z innymi na podwórku szkolnym.

...

W roku 1981 wyemigrowałem z moimi dwoma synami, starszym w wieku lat 11 i młodszym, 8 letnim do Kanady. Z naszego wyboru osiedlono nas w mieście Calgary w prowincji Alberta. Była tam Polonia starszej daty, ale nowych wciąż przybywało. Nie było jednak polskiej szkoły i synowie moi zaczęli uczęszczać do katolickiej szkoły „Sacret Heart”, która mieściła sie niecały kilometr od naszego mieszkania. Od samego początku szkoła starała się o to aby dzieci emigrantów czuły się jak najlepiej, jak najprędzej asymilowały się z otoczeniem. Oczywiście wystąpiły obiektywne trudności w kontaktach z rówieśnikami, z powodu nieznajomości angielskiego przez moich synów, ale chwytali tak szybko, że wkrótce mieli kolegów, nigdy nie trzeba było starać się im pomagać w odrabianych w domu lekcjach i brali czynny udziałw zyciu szkoły.

Oczywiście sytuacja w szkole mojego dawnego kolegi z 1949 roku, a moich synów w 1981 roku jest pod żadnym względem nieporównywalna. Ale jest podobieństwo – dotyczy ono losu obcych w danym społeczeństwie. Inne czasy, inny kraj, inne nastawienie psychiczne pomiędzy ludzmi, a jednak przypomina mi się to na tle obecnych wydarzeń w Paryżu, czy Londynie, czy nawet i w Polsce.

Skąd bierze sie ta izolacja ludzi? Dlaczego są miejsca na ziemi, gdzie każdy inny, nowy w danym środowisku może zostać zaakceptowany, są tolerowane jego cechy narodowe, kolor skóry, ubranie, wyznania religijne, a gdzie indziej, czy lepiej stwierdzić kiedy indziej, czyli w innym czasie choć w tym samym miejscu wszystko co inne niż rdzennie zakorzenione zaczyna nagle mocno uwierać?

Gdy jest wojna i wróg pozostawia po sobie straszne wspomnienia, to można sobie to jakoś wytłumaczyć, że niechęć przenosi się na dzieci i młodych, ale jeżeli obcy nie był na wojnie z danym spoleczeństwem to czemu zawsze pozostaje obcym?

I tu wysnuwam wniosek, że to zależy jak ludziom w danym kraju aktualnie się powodzi. Jeżeli jest dobrobyt, to wtedy ci inni jakoś nie zgrażają, nie są nielubieni, doznają pewnej pomocy, są tolerowani.

Jak tylko następuje kryzys zaraz każdy inny moze stać się „nielegalnym emigrantem”, jest niejako winien za wszystko, nie jest tolerowany, jest balastem dla spoleczenstw i najlepiej gdyby się takich pozbyć. Ci co dawniej pomagali budować dany kraj, ciężko pracowali, na ogół za niższe wynagrodzenie i nie mieli świedczeń socjalnych, w kryzysie ekonomicznym są tak bardzo zbędnym materiałem ludzkim, że wysokie mury się stawia na ich drodze.

Czy słusznie, czy nie, trudno osądzić, jest to raczej kontrowersyjny temat do rozmyślan, bowiem jeżeli mam mało chleba, to najpierw nakarmię swoją rodzinę, zanim zacznę częstować innych.....


Koniec starej epoki


Wydaje się, że jedna epoka się zamyka, aby utworzyć miejsce drugiej. Tak przynajmniej trąbią o tym media.

Według mnie, na zmianę epoki składają się następujące czynniki:

- Ostatni lot wahadłowca.

- Ostatni film o Harry Potter

- Nie przyjeżdża do Washingtonu Pan Mietek, aby wykonywać intratne robótki i wieszać podświetlane obrazy w wielkiej kamienicy – mansji na Georgetown, u jakiegoś kolekcjonera sztuki.

- iPod zamyka epokę przenośnych gadgetów. Nawet nie zapowiadają nic nowego. Jeżeli będzie coś nowego, to nie tak prędko. Oczywiście wykluczam falsyfikaty.

- Ale najważniejsze, że w Ameryce i w Europie gospodarka na dobre przestaje prosperować, skończyło się tanie paliwo, epoka boomu budowlanego, i łatwej emigracji zarobkowej.

Powstaje pytanie jaka to będzie ta następna epoka? Jedno wydaje mi się pewne, że nie nastąpi żadna zmiana w polityce światowej, bo teraz tylko wyjątkowy geniusz, albo wyjątkowy łobuz mógłby cokolwiek zmienić w jakimkolwiek kierunku.

Wybory nastepców na stołki prezydenckie nic nie zmienią, bo taki przeciętny człowiek nic już nie może zrobić, jako że na skutek układów międzynarodowych, stał się jakby ptakiem w ciasnej klatce. Nawet gdyby miał pomysły, to i tak realia je stłamszą, i będzie siedział na prezydenckim stołku zgorzkniały, że nic nie można zrobić.

Machina biurokracji doprowadzona została do takiej perfekcji, ze jej bezwład ogranicza wszystko. Zamknęło się koło wzajemnych zależnoźci jednego od drugiego. Jedynie dług publiczny będzie rósł w tej nowej epoce. Nawet lokalne wojny czy kataklizmy niczego nie zmienią. Jednym słowem mamy stabilizację, może nie na dobrym poziomie i w dobrobycie, ale trwały stan stale się pogarszającej mizerności.

Pewien stary polski prywaciarz powiedział mi kiedys tak:

"Panie, jak jest stabilnie choć źle, to zawsze da się przeżyć poznając układy i ludzi. Jak jest niestabilnie, to wiele nie można osiągnac".

I mysle, że gość miał w tym pewną racje, bo jak było niestabilnie to niewiadomo było czy i komu dać łapówkę żeby cokolwiek załatwić.


sobota, 27 sierpnia 2011

Kataklizmy nie wybierają


Widziałem że Twój wczorajszy "soir au cafe" zaowocował tekstem "too close for comfort". Zmusiło mnie to do refleksji odnośnie stwierdzenia niby to naukowego, że mieszkasz na tak zwanym "uskoku tektonicznym".

Ludziska wysnuwaja pewne teorie i wszyscy w to wierzymy (o wierze już zresztą pisałem wcześniej w co warto wierzyć a w co nie), dopóki samo życie nie obali jakiejś teorii.

Kiedyś mądre głowy wymyśliły, że żyjemy na płytach tektonicznych, które jakby pływały w płynnej magmie i napierając na siebie nawzajem wywołują trzęsienia ziemi. Już w podstawówce pytaliśmy czy Warszawa i okolice mogą się od tego zatrząśc? Mówiono mi że nie, bo Polska nie leży na styku tych płyt tektonicznych. Jedynie Kalifornia i południe basenu Morza Śródziemnego, Japonia, itd. mogą się zatrząść.

Dopiero w latach 80 tych kiedy było pierwsze większe trzęsienie ziemi w Polsce, że aż ściany popękały w wielu domach, przekonaliśmy się ile ta teoria była warta. w momencie gdy to się stało, nasz dawny nauczyciel pewnie już nie żył, a tym bardziej ten naukowiec, który tą teorią uspokajał Polakow. Jak wiemy trzęsienie ziemi jak i tornado może powstać zawsze i wszędzie.

Kiedys tornada były tylko w USA, jako że nie ma tam gór w poprzek kontynentu tylko wzdłuż. I dopiero jak tornada sponiewierały dziesiątki domów w Polsce to jakoś wyszło, że położenie gór nie ma z tym nic wspólnego.

Oczywiście jedne rejony są bardziej podatne na kataklizmy niż inne, przynajmniej tak było do tej pory. Ale reguły i wytłumaczenia naukowego nie ma. Pesymiści podpierają się teorią o ocieplaniu klimatu, winią za to ludzkość, która dewastuje środowisko. Może i mają rację, ale nie ma naprawdę wiarygodnego potwierdzenia naukowego czemu jest tak a nie inaczej.

Kiedyś w Polsce w latach 30 tych było deszczowe nieurodzajne lato i chłopi winili za to anteny radiowe rozwieszone na dachach... i zaczęli je zrywać.

Tak więc brutalnie stwierdzam, że nie mieszkasz na uskoku tektonicznym ani blisko niego, a to że pomnikem żaby zatrzęsło, to może być wszędzie i zawsze, jak choćby huragan Irene, którego z niechęcią oczekujemy w sobotę.

czy dzis "matin au cafe" ?


Ogłoszenia drobne


Za młodych lat lubiłem czytać drobne ogłoszenia w "Życiu Warszawy". Treść niektórych pamiętam do dziś bo bardzo one mi się podobały. Ale zdaję sobie sprawę, że niektóre z nich mogą być mało zrozumiałe dla niewtajemniczonych. Oto niektóre:

- Szczenie na krycie

- Sznaucery po medalistah

- Gold prase Krauzego

- Bzdźwiungwę sprzedam

- Strych lub piwnice nadającą się na mieszkanie wynajmę

- Selekcjoner fekalii potrzebny

- 200 metrów pod szkłem do wynajęcia

- Balansówkę pół tony sprzedam

- Do starszej osoby dochodząca potrzebna


I takich ogłoszeń było wiele, zredagowanych mniej lub bardziej lakonicznie, bo płaciło się od słowa.

Dawne czasy i te ogłoszenia drobne obrazowały wiele realiów.


piątek, 26 sierpnia 2011

Abakus XXI wieku

Jestem zawiedziony, że tak mało osób głosowało na ankietę: „W którym roku desktopy i notebooki staną się tylko przedmiotami archiwalnymi i reliktami z przeszłości”. Tak że z końcem sierpnia prawdopodobnie wycofam tą ankietę z blogu.

Czyżby to wynikało z przerażenia, że każdy z nas w podświadomości czuje że to może nastąpić prędzej niż byśmy tego chcieli? Wielu z nas z pieczołowitością gromadziło przez lata różne laurki i cenzurki ukończenia jakichś tam kursów komputerowych, lub różnych kursów na aplikacje komputerowe. A teraz postępujący w szalonym tempie rozwój technologii grozi nam wyrzuceniem do śmieci wszystkich nabytych wiadomości o technologiach, komputerach i gadgeciarstwie.

I bynajmniej nie mówię o wyrzuceniu na śmieci tradycyjnego liczydła (fajna zabawka dla małych dzieci). Ale wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że komputery jakie dzisiaj znamy, a w pierwszej kolejności desktopy i notebooki pójdą bardzo szybko do lamusa.
A pierwsze jaskółki już są na horyzoncie. Poniższy wykres wykazuje, że sprzedaż komputerów spada na rzecz innych produktów konsumenckich, które powoli ale nieubłagalnie wypierają tradycyjny komputer; funkcja za funkcją. Według poniższego wykresu, w roku 2013 ilość sprzedanych produktów konsumenckich które mają połączenie z Internetem przewyższy ilość sprzedanych komputerów.


Największym wzrostem będą się cieszyć ‘smart phones’ i tablety, ale również odbiorniki telewizyjne, kamery, gry komputerowe, i wiele innych. Nie chcę za daleko wybiegać i straszyć, ale jako przykład, daleko nie jesteśmy od dnia, kiedy domowa lodówka powie: ‘mleko wyszło – czy zamówić?’ (osoby które potrzebują więcej stymulacji swojej wyobraźni, proszę o zmianę słowa ‘mleko’ na ‘piwo’).

Ale zwiększona produkcja urządzeń konsumenckich to wciąż jeszcze za mało aby komputery zostały wyparte. Do tego potrzebne są jeszcze inne technologie. Jedną z nich to szybkie i o dużej przepustowości połączenia bezprzewodowe (wireless). Ten element jest już realizowany na olbrzymią skalę. Systemy bezprzewodowe czwartej generacji już są dostępne, a piąta generacja depcze im po piętach. Jak również pojawiają się, i będą pojawiać się nowe ciekawe rozwiązania sieciowe, jak na przykład ambitny program Londynu na pokrycie całego miasta bezpłatną siecią WIFI.

Ale najważniejszym ogniwem technologicznym, na które czeka cała przyszłościowa technologia komputerowa to ‘cloud computing’, czyli tak zwana ‘chmura informatyczna’. Chmura informatyczna to nic innego jak wirtualne komputery, porozsiewane gdzieś tam po świecie. Użytkownik chmury komputerowej praktycznie nie potrzebuje komputera aby robić rzeczy, które dzisiaj są robione na tradycyjnym komputerze. W dużym uproszczeniu, wystarczy mieć tylko Internet aby połączyć się z chmurą informatyczną, kawałek ekranu... i to wszystko. Czyli na przykład tablety takie jak Apple iPad, smart phones, lub tablety z systemem Android.

Nie będac nawet ekspertem, można sobie łatwo wyobrazić, że ‘cloud computing’ pociągnie za sobą upadek wielu obecnych technologii, i to głównych, takich jak Microsoft Windows, być może nawet upadek Linuxa (lub jego przedefiniowanie). Ale nie jest to jakaś straszna tajemnica. To że Windows musi upaść to Microsoft jest pierwszym, który zdaje sobie z tego sprawę.

Na przykładzie USA bardzo widać jak nowe technologie wymuszają olbrzymią transformację w przemyśle ‘consumer electronics’ i w ‘Research and Development’. W kalifornijskim Silicon Valleys panuje szał na rozwój technologi bezprzewodowej i tabletów. Nawet potężne firmy, które kiedyś zajmowały się zupełnie czym innym, tak jak ‘czysto’ zbrojeniowe firmy Lockheed Martin, czy General Dynamics przeżywają olbrzymią transformację, stając się firmami zajmującymi się ‘Information Technology’ i ‘Cloud Computing’. Do tradycyjnych firm IT, takich jak IBM, szybko doszlusowują inne giganty, tak jak Microsoft, Google, HP, czy Intel.

Rządy USA i Unii Europejskiej bardzo popierają rozwój ‘cloud computing’, pomimo, że wydawałoby się, że dla tych instytucji, dzisiejszy pogląd na bezpieczeństwo chmur informatycznych byłoby poprzeczką nie do przeskoczenia. EU pracuje nad swoją definicją Chmury Unijnej, która byłaby zunifikowana i dostępna do użytku dla wszystkich krajów unijnych
(An unrealistic dream of a super-government – my opinion)

Tak jak zawsze są grupy sztandarowe, które wiodą prym w rozwoju nowych technologii (innovators and early adopters), tak są też grupy sztywne i konserwatywne, które na siłę próbują zmrużyć oczy przed światłem nowych technologii. Czy to w Polsce, czy w USA, słyszałem różne opinie bossów korporacyjnej informatyki o całkowitym zakazie używania w ich firmach technologii ‘cloud computing’ z obawy o bezpieczeństwo i utratę kontroli, co generalnie rzecz biorąc są to obawy już dzisiaj dość bezpodstawne. Ale i te tradycyjne i konserwatywne firmy nie wytrzymają konkurencji i realiów finansowych, jako że rozwiązania chmur informatycznych są dużo tańsze od tradycyjnych.

A jak będzie wyglądać przyszłe życie z komputerami przyszłości? O tym może już w przyszłym artykule, ale proszę się przygotować na dziką jazdę po wertepach.