wtorek, 23 sierpnia 2011

Mała czarna społecznościowa - Dzisiaj trzęsione


Siedząc sobie na wieczornej kawie w jednej z washingtońskich kawiarenek, przypomina mi się epizod picia kawy sprzed czternastu lat. Wspomnienia te zostały wywołane dzisiejszym trzęsieniem ziemii w Virginii, które odczuło całe wschodnie wybrzeże USA.

Przypomniał mi się wyjazd biznesowy 14 lat temu do San Jose, czyli do samego serca kalifornijskich Silicon Valleys. Zszedłem rano na śniadanie do restauracji hotelowej, tam spotkałem się z moim współpracownikiem aby zjeść wspólnie śniadanie. Pierwszy łyk kawy i zaczynają mi się okropnie trząść łydki. W pierwszej chwili pomyślałem... wow! w tej Kaliforni dają mocną kawę. Ale po chwili spostrzegłem, że serwetka na stole też drży, a za chwilę pokazały się fale stojące w kieliszku wypełnionym sokiem pomarańczowym. Mój współtowarzysz z wypiekami na policzkach wyszeptał dyszkantem... kurcze, to chyba trzęsienie ziemi, coś chyba powinniśmy zrobić!
Ale patrzymy się naokoło; mimo że restauracja wypełniona gośćmi, wszyscy w porannym rozleniwieniu siedzą spokojnie pijąc swoją kawę i konsumując jajecznicę z bekonem.
Tak oto w ten sposób doznałem odczucia mojego pierwszego trzęsienia ziemi, które jak później okazało się pikusiem trzęsieniowym, coś kolo 3.0 w skali Richtera.

Dzisiejsze trzęsienie ziemi w Virgini o sile 5.9 stopni w skali Richtera zalicza się już do bardzo silnych trzęsień, ale wciąż nie katastrofalnych. Miejsce epicentrum znajdowało się 180km od miejsca skąd w tej chwili piję kawę, ale było odczuwalne na całym wschodnim wybrzeżu od Nowej Funlandii w Kanadzie do Florydy. Jest to już drugie znaczące trzęsienie w okresie mojego 15-letniego pobytu w rejonie metropolii washingtońskiej. Już poprzednie trzęsienie, o sile 3.6 w skali Richtera, które Washington poczuł w lipcu zeszłego roku wydawało się spore, może dlatego, że epicentrum było 7km od mojego miejsca zamieszkania. Tak więc dzisiejsze trzęsienie wywarło na mnie wrażenie, i trochę strachu. Mimo że epicentrum było dość daleko, to siła dzisiejszego trzęsienia była stukrotnie większa od tego zeszłorocznego.

Ale na szczęście natężenie wciąż poniżej niszczącego. Trzęsienie o natężeniu 6.5 – 7.0 już mogłoby mieć spore konsekwencje. Kalifornia by się pewnie tylko otrząsnęła i życie by się toczyło dalej. Kalifornia jest gotowa na trzęsienia, budynki powinny wytrzymać nawet te najsilniejsze. Ale w biednych krajach tak jak w Chinach czy Meksyku, straty i liczba ofiar byłaby znaczna.

Mimo tego że dom się trząsł przez dobrą minutę, nie czułem zagrożenia. Domy o konstrukcji drewnianej są bardzo cierpliwe. Ciało zachowuje się bardzo dziwnie, trzęsie się wszystko, włączają te częsci, które mózg kontroluje aby nigdy się nie trzęsły.
Najdziwniejszy jest hałas. Bardzo głośny. Mnie się wydawało, że jakaś ciężka maszyn drogowa jedzie po osiedlu. Niektórzy porównują ten hałas do hałasu helikoptera, który zawisł nad domem.

A tak poza tym to życie biegnie w normie, żadnych większych sensacji. Owszem trzeba było sprawdzić czy struktury tuneli podmorskich, lub pod rzekami nie uległy naruszeniu, np. Holland Tunel łączący Manhattan z głównym lądem.
Ale prasa polska potraktowała to dosyć sensacyjnie: „Panika na amerykańskich ulicach”.

Naukowcy straszą (wygląda, że straszenie to ostatnio jedna z domen naukowców), że amerykański Midwest, czyli środek ameryki będzie musiał przejść przez katastrofalne trzęsienie ziemi, które może nawet spowodować odwrócenie biegu potężnej rzeki Missisipi. Tego typu kataklizm wymagałby trzęsienia ziemi o natężeniu powyżej 11 stopni.

I to tyle. Wszystkim tym, którzy drżą przed rokiem 2012 radziłbym aby spokojnie udali się na nocny spoczynek. A naturalne kataklizmy na ziemi były, są i będą. Czy to takiej skali jak ostatnie tsunami w Japoni, czy też dewastacyjne tsunami w Azji parę lat temu, gdzie zginęło ponad 200 000 osób. Pododbne kataklizmy zdarzały się też w czasach starożytnych, ale wtedy na świecie było mniej ludzi niż tych którzy zginęli w tym katastrofalnym tsunami w Azji.
Ale jest to okropne widząc że tyle osób ginie z powodu naturalnych kataklizmów. Fala tsunami przemieszczająca się po Pacyfiku z prędkością do 900km/godzinę to olbrzymie zagrożenie. USA i Japonia ma bardzo dobry system wykrywania i alarmowy, ale często mieszkańcy Hawaii nie mają więcej niż 15 minut, aby zareagować na tsunami alarm – zresztą, piękne wyspy hawajskie powstały na skutek katastrofalnych erupcji wulkanicznych. Japonia miała ogromnego pecha, jako że trzęsienie było bardzo blisko lądu i alarm został ogłoszony na 3 minuty przed uderzeniem.

A dla wszystkich mieszkających w strefie nietrzęsącej się, a którzy by chcieli doznać tego wrażenia, proponuję koncert rockowy jakiejś głośnej grupy. Będąc lata temu na koncercie grupy AC-DC w Washingtonie, osobiście widziałem fale stojące w toalecie na najwyższym piętrze amfiteatru.  Symulacja trzęsienia ziemi w pociągu na stacji metra, której się raz poddałem w Universal Studios w Orlando też robi wrażenie.

Brak komentarzy: