poniedziałek, 2 stycznia 2012

200 – Magiczna liczba Billa

Dzisiaj trochę o prezydencie Clintonie i o amerykańskich rodach politycznych.

W porównaniu do rodu Kennedych, polityczna dominacja rodu Clintona jest w miarę młoda i nieopierzona. Jak wiemy, prezydentura Billa Clintona trwała 8 lat w latach 1993 – 2001. Mimo tego, że jego prezydentura skończyła się kilkanaście lat temu, Clinton jest wciąż bardzo wpływową figurą polityczną. I w dalszym ciągu jego poglądy i wypowiedzi mają olbrzymi wpływ na kształtowanie profilu obecnej Partii Demokratycznej... mimo tego, że Demokraci amerykańscy pod skrzydłami wpływowego i bogatego George Sorosa, i wpływowej grupy amerykańskiej skrajnej lewicy mocno zdominowali tą w końcu bardzo zasłużoną partię polityczną.

A później wypłynęła Hilary Clinton. Brrr... Czy nieszczęścia zawsze muszą chodzić parami?

Aby tylko parami! Clintonowie mają szansę na ustanowienie hat trick. Bo przecież w kolejce też jest ich córka Chelsea, która też wygląda na to że pcha się w życie polityczne i publiczne. Czyżby więc kolejna polityczna saga? Saga rodu Clintonów.
Na szczęście Chelsea wypadła bardzo miernie w jej debiucie prezenterki networku telewizyjnego NBC. Tak że może saga rodu Clintonów umrze śmiercią naturalną.
A z drugiej strony, to tak to się składa w dzisiejszej Ameryce, że im bardziej mierny kandydat na figurę polityczną wystąpi w skompromitowanej news network NBC, tym więcej światła politycznych reflektorów kieruje się na tą osobę.

Wygląda na to że Ameryka lubuje się w sagach rodów politycznych. Była (i wciąż jeszcze trwa) saga rodu Kennedych, saga rodu Clintonów, saga rodu Bushów...

Jako że my Polacy wepchniemy się wszędzie na tym świecie, to również weszliśmy w sagi amerykańskich rodów politycznych. Zbigniew Brzeziński, polityk (lub politolog) amerykański polskiego pochodzenia, który się załużył w obnażaniu groźby międzynarodowego komunizmu i sowieckiej ekspansji wydał na świat, dwóch synów, i córkę Mikę. Mika poszła trochę w ślady ojca i zaistniała jako dziennikarka (news anchor) w jednej z amerykańskich konglomeratów dziennikarskich.


Amerykańskie sagi polityczne miały też swoje wzloty. Prezydentura Demokraty – JFK wspominana jest z łezką w oku nawet przez dzisiejszych Republikanów. Tak samo jak prezydentura Ronalda Reagana jest wspominana z łezką w oku przez coraz większą część dzisiejszych Demokratów.

Dwa tygodnie temu miałem okazję przyjrzeć się Jackie Kennedy w gabinecie Madame Tussauds w Washingtonie. I mimo tego, że jej mężowie tak niefortunnie schodzili z tego świata, to według mnie Jackie była ‘cool babe’ i nie miała nic z wiedźmy.

Jak również uważam, że Maria Shriver pokazała w zeszłym roku dużą klasę.

Tyle o rodzie Kennedych.


Na szczęście Obama nie ma raczej szans na swoją własną sagę, bo jemu samemu ledwo co udało się wybronić prawomocność jego obywatelstwa amerykańskiego przez urodzenie się na gruncie amerykańskim.

Ale chyba najlepiej by było dla wszystkich, gdyby skończyły się wreszcie te hegemonie rodów politycznych.

A czy ktoś sobie wyobraża sagę rodu Tusków? Albo Wałęsów?

......

No ale powracając do Billa Clintona... z jakiegoś powodu Clinton upodobał sobie liczbę 200. Googlując Clintona, liczba 200 wychodzi na każdym kroku. Oto niektóre z nich:

A raczej 20 minut... bo jak wiemy amerykańscy prezydenci (oprócz Obamy) nie mają z reguły dużo czasu... Bill po prostu miał swoje 20 minut.

I wiele, wiele innych artykułów o Clintonie, w których przewija się jego magiczna liczba 200.

Ale dla mnie najznamienitszym wątkiem, w którym przewija się magiczna cyfra 200 Billa Clintona, i który sprowokował mnie na napisanie tego artykułu jest zacytowanie przez Financial Times Magazine, części jego wystąpienia, w którym to Bill Clinton powiedział:

"People have been betting against America for 200 years, and they all wound up losing money"
- On his belief that the US still ‘has what it takes’

Stwierdzenie, które spotkało się u mnie z dużym uznaniem, jako że zasiewa nadzieję i optymizm, że może jednak nie wszystko jest stracone.

Brak komentarzy: