piątek, 15 lipca 2011

Mała czarna społecznościowa - Epoka wyjścia z katakumb

Siedząc sobie jako stały bywalec w jednej z tysięcy kawiarenek metropolii Washingtońskej, refleksje same się nasuwają jak bardzo zmieniły się realia społecznościowe pracującej hordy profesjonalistów tego kraju. Należąc do grona uprzywilejowanych, mającego okazję doświadczyć aspektów kulturalnych i obyczajowych środowisk pracy w kilku krajach (włączając USA), dochodzę do wniosku, że ostatnie lata były latami interesującej transformacji obyczajowo-społecznej profesjonalnego środowiska pracy.

Transformacja ta wydaje się najbardziej zauważalna w następujących obszarach:

(a) podejścia do pracy i zmiana obyczajów pracowników, a raczej profesjonalistów, lub tzw. ‘individual contributors’ z którymi miałem najwięcej do czynienia, i do których chyba się zaliczam,

(b) gwałtowna zmiana dynamiki interakcji międzyludzkich w firmach; nie tyle wzrost potrzeby interakcji, ale właśnie zmiana stylu, podejścia i oczekiwań.

Ten artykuł opisuje pierwszy punkt, czyli podejście do pracy i zmiana obyczajów w pracy.


1. Zmiana tradycyjnych stanowisk pracy – tak zwanych cubicles.

Od dobrych ośmiu lat zauważyłem trend odejścia od tradycyjnych stanowisk pracy, to znaczy tak zwanych cubicles, gdzie do tej pory osobnik był przygwożdżony, czasami na lata. Dzięki rozwojowi technologii, pracownicy mogą być bardzo mobilni i w dalszym ciągu operować efektywnie w codziennych, oczekiwanych od nich zajęciach. I to bardzo łatwo zauważyć. Ruch (wewnętrzny) w firmach wzrósł bardzo. Szwendają się więc panie i panowie po korporacjach, aby nie siedzieć w cubicles. Można ich spotkać wszędzie: w stołówkach firmowych, siedzących z notebookiem pod drzewem na parkingu, lub wręcz w samochodach na parkingu – coraz mniej przy biurku.


2. Stanowiska pracy nastawione na maksymalną interakcje, gdzie grupa pracuje wspólnie w otwartym miejscu nie są już cool.

Zlikwidowanie tradycyjnych cubicles i zastąpienie ich pomieszczeniami grupowymi (a la Japan Inc.), gdzie pracownicy mają nieograniczoną możliwość interakcji poczytuje się za szczyt okrucieństwa. :-) Takie wspólne interakcyjne miejsca pracy, gdzie pracownicy chcąc czy nie, muszą interaktować przez cały dzień i zaglądać sobie w zęby są tak samo nienawidzone jak cubicles. Interakcja – tak, ale nienarzucona. Pamiętajmy, że dzisiejszy profil pracownika profesjonalisty to ‘individual contributor’. Non-stop interakcja grupowa kłóci się ze stylem i potrzebami ‘individual contributors’.


3. Więc co nowego, jeśli nie cubicles, lub wspólne stanowiska grupowe?

Jako że gwałtowna zmiana stylu pracy profesjonalistów jest wynikiem wzrostu mobilności pracowników, która z kolei wynika z gwałtownego wzrostu technologii – konkretnie komunikacji internetowej i szalonego postępu w rozwoju narzędzi kolaboracyjnych (collaboration tools). Nie ma już takiej potrzeby aby profesjonaliści byli skomasowani w jednym miejscu. Na przykładzie mojej poprzedniej pracy: pracownicy w dwóch dużych R&D ośrodkach: jeden w Washingtonie, drugi w Montrealu, mimo wielkiej odległości między ośrodkami, na porządku dziennym było tworzenie grup deweloperskich składających się z mieszanki pracowników tych dwóch ośrodków. Telefon, chat room, email, narzędzia softwarowe online, umożliwiają wirtualizację stanowisk, do tego stopnia, że i zapomina się, że danej osoby nie ma w pobliżu, lub do tego stopnia, że nie czuje się potrzeby aby dana osoba była w pobliżu. Nie wspominając, że używaliśmy też bardziej wyrafinowane narzędzia, tak jak elektroniczne ‘white boards’, które są podłączone do Internetu, i każdy uczestnik meetingów w dwóch miastach ma wszystko na notebooku, to co zostało namalowane na tablicy.

Ktoś mógłby polemizować: ale nic nie zastąpi prawdziwej ludzkiej interakcji aby stworzyć i zrealizować wielkie pomysły, gdzie wymagana jest kolektywna inicjatywa ludzka i prawdziwa ‘face to face’ interakcja. Tak, to prawda, ale...


4. Nowy styl pracy

A więc na czym on polega? (przypominam, że opis ten dotyczy tak zwanego środowiska profesjonalnego np. software developers). Oto moje wnioski:

- Można założyć, że tylko połowa czasu profesjonalistów (lub nawet mniej) potrzebna jest na interakcje w grupie. I to na wszystkich szczeblach, od zwykłego pracownika, do CEO. W dzisiejszych czasach, oprócz swojej cichej pracy twórczej, znaczną ilość czasu poświęca się na interakcje używając Internetu. Czy to w celach research, szukania gotowych rozwiązań, nieodzownego samodokształcania się, korzystania z wiedzy i informacji innych: przyjaciół, czy też pozafirmowego grona profesjonalistów.
Dużo interakcji międzyludzkiej jest wypierana przez interakcję medialną, poprzez dostęp do olbrzymich zasobów medialnych: prezentacje, videos, dokumenty online, webinars, etc.

Firmy, które wciąż jeszcze próbują kontrolować pracowników w jakim celu używają Internet to według mnie ‘they still don’t get it’. Nawet jeśli pracownik używa 15% czasu Internetowego na inne potrzeby nie związane z pracą, to śmię twierdzić z moich obserwacji, że wymogi zawodowe i nacisk na szerokie umiejętności dzisiejszych profesjonalistów jest tak wielki, i tak szybko powodujący ‘zmęczenie materiałowe’, że te 15% przerywników bardzo szybko zrekompensuje się ogólnie lepszą wydajnością i lepszymi rezultatami końcowymi.

- Połowa wymaganych interakcji wewnątrzfirmowych, dzięki nowym narzędziom może być załatwiona nie odrywając się od biurka.

- Virtual Interactive Facility (wirtualne środowisko interakcyjne). Wydaje mi się, że trendem jest aby firma stworzyła warunki na tworzenie wirtualnych, ‘ad hoc’ interakcji. Na czym to miałoby polegać? Ciekawe było obserwować w mojej poprzedniej pracy jak bardzo i w tej dziedzinie się zmieniło. Duża ilość pomieszczeń na meetingi, automatyczny system rezerwacji pomieszczeń, prosto z kalendarza Outlooka, automatyczna rezerwacja telekonferencji dla osób, które w danym momencie są poza firmą umożliwiał praktycznie zwoływanie ad-hock meetingów dla dużych, kilkunastoosobowych grup. W tej firmie miałem okazję uczestniczenia w całkiem skomplikowanych meetingach, gdzie kilkanaście osób, włączając mnie siedziało na Sali meetingowej w Virginii, kilkanaście osób w North Carolina, prowadzący i autor ‘Product Requirements’ dla nowego systemu w Nowym Yorku, bo musiał pilnować dzieci, jako że żona (też profesjonalistka) miała ‘swój tydzień wytężonej pracy’. Niektórzy z uczestników gdzieś w terenie, uczestniczący w meetingu telefonicznie, z reguły na Blackberry lub i-Phone. Dokumentacja na żywo online. Każdy z uczestników musiał się zalogować do sesji meetingowej, potwierdzając w ten sposób obecność. Pytania i issues logowane na żywo do sesji meetingowej.

Jeśli chodzi o ‘Virtual Interactive Facility’ to moja poprzednia firma była pod tym względem super. bo na dziesięciu piętrach, każde piętro miało dwa pomieszczenia kuchenne, małe lobby z fotelami i wielkimi oknami, i dwa ‘ciche pokoje’, całkowicie zamykane, tylko z krzesłem i telefonem. A oprócz tego na samym dole była mała restauracja i mała kawiarenka. A oprócz tego były stoły piknikowe na zewnątrz budynku, z widokiem na fontannę, stoliki są cały czas zajęte. Był również wielki park ze zrobionymi strumykami, ale prawdziwymi kaczkami, zacisznymi ławkami, gazebos, i dużą restauracją obsługującą cztery duże korporacje na obrzeżach tego parku. W parku i wewnątrz i na zewnątrz restauracji, przez cały dzień przewijała się zawsze duża grupa ludzi z notebookami, którzy znajdowali sobie zaciszne miejsca, aby pracować. Jeżeli była potrzebna face-to-face interakcja, to wszystko było załatwiane Outlookiem z godzinnym wyprzedzeniem. Jako przykład: godzinny meeting z bossem o 11:00, później następny meeting o 13:30, gdzie boss też miał uczestniczyć. Boss się włącza do sesji telefonicznej, a w tle słychać śpiew ptaków. Nikt oczywiście nie wnosi sprzeciwu, włączają bossa bossa.


5. Telecommuting

Ale to już w następnym artykule.

6. Tak zwane technology labs a la ‘Silicon Valleys style’ to jest to? – dziękuję, postoję.

It sucks for many reasons!!!
Hehehe Gotcha! Ale z tym też do następnego artykułu.

Brak komentarzy: