niedziela, 31 lipca 2011

Chiński sznurek w amerykańskim yo-yo

 
Nie sposób nie przytaknąć racji koledze ‘pragmatykowi’ co do trafności jego metafor (patrz Amerykańskie yo-yo). Zwłaszcza po ostatnio opublikowanych numerach amerykańskiego GDP (odpowiednik polskiego PKB – Produkt Krajowy Brutto), który za drugi kwartał wynosił 1.3, a zrewidowany numer za pierwszy kwartał wynosi 0.4. Warto nadmienić, że zawsze uważało się że GDP na poziomie 1.5 – 2.0 oznaczał 'stall' (w gwarze lotniczej przeciągnięcie, kiedy to na skutek obniżenia prędkości, samolot nie wytwarza wystarczającej siły nośnej). Warto również nadmienić że polski GDP w roku 2011 plasuje się na wysokości 1.5.

I za wiele w tej Ameryce zrobić nie można jak 40 centów z każdego dolara idzie na spłatę długu.

To znaczy można! Oj można! Teraz w feeri walki w kongresie wychodzą takie przekręty i niedoskonałości w budgecie USA, że wygląda na to że bardzo łatwo można byłoby pociąć po kosztach, usprawnić parę rzeczy i zlikwidować przekręty, do tego stopnia, że z tych oszczędności można byłoby spłacić polski dług zagraniczny (~250 miliardów).

Spłacić w ciągu 15-tu dni!!!

A więc wszyscy nagle zaczęli patrzeć na amerykańską gospodarkę jak na armaggedon. I słusznie, dlaczego tylko tak późno? Tylko dlaczego US Prezydent i kongresmani mają tyle ubawu bawiąc się yo-yo na koszt Ameryki? I najgorsze z tego, że włos takim z głowy nie spadnie. Możesz wy..... cały naród, a i tak nachapiesz się do syta.
Ale to zapewnie jest właśnie definicja polityka. Nawet jeżeli po iluś tam latach obalą jakiś tam pomnik polityka na wszystkich skwerkach kraju, to wciąż jednak bezkarnie obrastał patyną przez 50 lat.

Ostatnio zrobiło się bardzo markotnie, jako że obcięli projekty w NASA. Tak to skończył się sen Kennedego, i ekploracja kosmosu, która przez tyle lat była inspiracją dla młodych pokoleń.

A Chińczycy? Nie tracą czasu i nie czekają aż się ktoś w USA obudzi. Ostatnio wychodzą przecieki o chińskich planach stworzenia kolonii na Księżycu i na Marsie. Będą po prostu wozić ochotników w jedną stronę, bez biletu powrotnego, a oni będą budować kolonię, która systematycznie będzie coraz lepsza i bardziej zamieszkała dla następnych ochotników. Pomysł kolonii (a jakże by nie inaczej), jest pomysłem amerykańskim (w sensie że rozważano go bardzo poważnie). Ale Amerykanie dzisiaj mogą sobie tylko o tym pomarzyć.

Do tej pory Ameryka olewała Chiny. Chodziło wręcz przeświadczenie, że wystarczy być po prostu miłym i grzecznym dla Chińczyka i wszysko będzie dobrze. Bo niby największy wrogiem Chińczyka jest... drugi Chińczyk. Ale ja jakoś tego tak nie widzę.

Tak że zrobiło się bardzo yoyowo

Brak komentarzy: