piątek, 25 listopada 2011

Podróże - "Oasis of the Seas" i "Princess Cruises"


Artykuł ten jest drugą częścią mojego opisu podróży morskiej na wyspy karaibskie (zobacz artykuł Podróże – Oasis of the Seas).
Porównując „Oasis...” z „Princess Cruises” (na zdjęciu), widzimy następujące różnice:


Kabiny na Oasis są większe, ale tego się nie czuje, bowiem łóżka są szersze i zestawione razem dają pełny King Size. Pościel jest wyższej klasy (made in Italy), bardzo czysta, ścisła i nowiutka. Kabiny przyszniców mają zasuwane drzwi, a na „Princess” były plastikowe kurtyny. Szafa jest dosyć blisko łózka, trochę do niej kiepski dostęp. Sejf w kabinie zaciął się 4-tego dnia, jak na każdym statku na którym byliśmy, ale okrętowy kasiarz otworzył sprawnie. Umywaleczka w łazience super miniaturowa, ale wystarczająca. Elektryczne gniazdka umieszczone sekretnie pod blatem lustra. Nie ma kapoków w kabinie i w razie komendy ‘opuscić statek’ (6 krótkich dzwonków i jeden dlugi) dają sprzęt ratunkowy dopiero na pokładzie. No bo po co dawać tym, którzy się zamknęli w kabinie i nie maja zamiaru jej opuścić?

Rozrywkowo, program artystyczny jest inny jest inny niż na „Princess”. Tam co wieczór był inny show, a tu tylko dwa, tylko czasem graly różne orkiestry pokładowe i pod-pokładowe w barach. Ale z kiepskim repertuarem, bo wszystko pod tak zwanych „oldies”, czyli popularnej muzyki dla takich dziadów jak my.


Informatyka: Fantastyczne ekrany dotykowe z komputerowym sterowaniem. Można znaleźć gdzie się jest i gdzie się chce iść - od razu wyswietlana jest droga do celu. W kabinach płaskie 36” TV, gdzie można sprawdzać swoje konto statkowe (finansowe), jak również mieć najświeższe informacje z mostku kapitańskiego. Ale niedopracowane, bo nie wyświetlali temperatury na zewnatrz, na co jako pragmatyk zwróciłem uwagę i napisałem tam gdzie trzeba. Ci co mieli balkony mogli otworzyć drzwi i sami się przekonać, ale wewnętrzne kabiny (nasze okno się nie otwietało) wymagają wyjścia na pokład...


Internet: Horrendalnie drogie Wi-Fi. Nie do użytku w przypadku gadgetów Apple, bo jesteś stale zalogowany, a cena za minutę $0.95...

I to jest denerwujący dylemat współczesnych cruisów. Niby luskus, ale soda, Coca-Cola i Internet w cenę już nie wchodzą, bo od razy by wszystko kosztowało dwa razy więcej. Jest to cholernie denerwujace, bowiem jak się idzie do Mc Donalda i zje za $5, to Internet jest za darmo. A na luksusowym statku, gdzie się płaci po $1,280 od osoby za 7 dni, bandyci liczą sobie dolara za minutę Internetu, a za Colę trzeba płacić $4.20 za puszkę, gdzie na lądzie ma się 12 puszek za $4.70 – $5.25. Zdzierstwo!

Drinki też nie są tanie i w dodatku rozwodnione. Nawet butelka litrowa zwykłej wody w mini barku w kabinie $2.32.

Tak więc obstawaliśmy przy piwie puszkowym „Foster” double can, oraz winie do obiadu. Wieczorny cognac nawet nie był zbyt drogi w porównaniu do pop-soda.


Internet w portach: Tylko Nassau na Bahamas udało mi się podczepić w porcie i przeczytać moje e-maile na ipod-touch.

Na St Thomas i St Maarten free WI-FI nie było w ogóle. Z poprzednich cruisów pamiętam, że tylko biedniejsze wyspy maja free Wi-Fi, a te bogatsze nie maja. Cywilizacja idzie więc od biedniejszych wysp – dziwne - ale to fakt!

Blackberry ma połaczenia za pomocą T-Mobile, lub e-kit, ale też wypada bardzo drogo za roaming czy SMS.

Sklepy statkowe: Na bulwarze byl stały targ róznych rzeczy. Średniej i drogiej klasy zegarki i biżuteria, i badziewie tandetne, które z racji niskiej ceny cieszyło sie ogromnym powodzeniem. Za $19.99 masz pudełko bardzo ładne i solidne, a w środku. Zestawy: zegarek damski lub męski plus portfel, albo skórzane pokrowce na wizytowki lub cygara, plus ładne pióro, albo wisiorek z diamentem damski.

Wszystkie pudełka są takie same. Każdy wpada, otwiera i odstawia. Ja w ciagu minuty otworzyłem 32 pudełka w strasznym tłoku. Sam łoskot tych pudełek jest niepowtarzalny....jak karabin maszynowy!

Ludziska wrażliwi na niską cenę badziewia tłoczyli sie strasznie. W sumie te pudełeczka ze ‘skarbami’ były doskonałe na jakiś mały prezent dla kogoś. Ale wymagało to nie byle jakiego poświęcenia, aby wytrwać w tym ścisku.

Wnioski końcowe:

Absolutnie warto ten statek zobaczyć od środka. Ma orginalny wystrój i wszystko co można było wsadzić w ten kolos, to wsadzono. Materiały użyto bardzo solidne i wszystko razem wygladało nowocześnie.

Chyba jednak wolę cruises na mniejszych statkach ze względu na bardziej kameralną atmosferę, na bogatsze i ambitniejsze występy w teatrze, midnight snack, oraz english 5 o’clock tea. Niestety tego tu nie było, tak że tęskniliśmy za tą princessową rutyną.

Ogólnie, widać było, że pasażerowie na tym rejsie byli nastawienie bardziej na zakupy i jedzenie, niż relaks w tropiku czy zwiedzanie. A to chyba powinno być największą atrakcją. Tegoroczna jesień jest wyjątkowo zimna w porównaniu do innych lat. Na północnej Florydzie wieczorem było zaledwie 13 stopni, a rano 11 stopni, co się rzadko zdarza. W samym Fort Lauderdale w chwili odpływu było zaledwie 22 stopnie i wiało chłodem od oceanu.
Natomiast gorąco było w St. Thomas i St. Maarten. Ale woda w basenach statkowych niezbyt ciepła.

Ten „water splash” na rufie statku dla surferów to wielka atrakcja.

Zauważyłem, że wyspa St. Marteen (na zdjęciu), na której byliśmy 15 lat temu, bardzo się zmieniła na korzyść. Główna uliczka (Main Street) ma nowa nawierzchnię, więcej palm, co 300 metrów jest kiosk z piwem i krzesełka pod parasolami. Piwko $2.50 za butelkę Heinekena (a na statku $4.49). Sklepiki z biżuterią i zegarkami czyste, klimatyzowane, a w sklepikach sprzedawcy w garniturach – głównie Hindusi. Praktycznie na Karaibach sprzedawcami sa wyłącznie Hindusi, a pomocnikami młode lokalne czarne kobiety ubrane biznesowo.

W porownaniu do St. Maatren (Duch island), to St Thomas (należąca do USA) wypada gorzej. Brudniejsza uliczka, powybijany bruk, gdzie niegdzie rudery do remontu. A sklepiki nie maja tej elegancji. Ceny są porównywalne, ale targować się z Hindusami trzeba na każdej wyspie. Generalnie narzekali, że biznes słabiutki, bo ludzie oszczędzają, mocniej się targują, i że Internetowe zakupy ich zniszczyły. Jednakże za dwa zegarki, które tam kupiliśmy zapłaciliśmy mniej niż on-line. Jednak wymagało to długiego targowania... w czym jestem dość mocny.


Z każdym rokiem Floryda wygląda coraz lepiej. Miasto Jacksonville, niegdyś pełne paskudnych ruder ma teraz eleganckie centrum, wszystkie autostrady mają nowe rozjazdy. Mimo słabej i wietrznej pogody, wszystkie hotele w nadmorskim pasie hoteli w Miami / Fort Lauderdale były zapełnione (na zdjęciu). Kryzys tam jeszcze nie dotarł.....


Brak komentarzy: