Siedzę sobie w cieple przy sztucznym kominku gazowym, na wieczornej kawie w jednej z washingtońskich kawiarenek i patrzę za wirujące za oknem płatki ciężkiego śniegu.
Śnieg w październiku? W Washingtonie, który leży na równoleżniku biegnącym gdzieś między Rzymem a Sycylią?
No niestety. Myślę, że nie tylko czytelnicy mogą tu być zdziwieni, ale również i drzewa. Właśnie okolice Washintonu są w samym środku pięknych kolorów jesiennych, ale wiele drzew jest wciąż całkiem zielonych, tak jak dąb w ogrodzie z tyłu mojego domu.
Pogoda w okolicach Washintonu potrafi być dziwna. Tuż na północ od Washingtonu, właśnie tam gdzie mieszkam, często rozgrywają się dramatyczne zmagania aury. Zmaganie dobrego ze złym. Dobre – ciepłe i wilgotne masy powietrza znad Zatoki Meksykańskiej, często spotykają się złym – zimnym arktycznym powietrzem nadciągającym z Kanady. Ktoś by pomyślał, że do granicy kanadyjskiej jest daleko – całe 900km od Washingtonu. To prawda, ale płaskiego terenu, na którym lodowaty wiatr nie ma się gdzie zatrzymać.
Jedyną naturalną barierą jest Jet Stream – stałe wiatry wiejące z zachodu na wschód, ale oczywiście nie zawsze są one skuteczne.
Taka batalia tuż nad głową gdzie mieszkam potrafi często wyprodukować olbrzymie masy śniegu. Tak jak na przykład podczas ostatniej zimy, gdzie 14-to godzinna zamieć śnieżna produkowała 15cm śniegu na godzinę.
Analiza map okolicy z naniesionymi wektorami zmian temperatury (temperature gradient) często doprowadza do zawrotu głowy. Z doświadczenia zauważyłem, że różnica temperatur między dwoma sąsiednimi miastami oddalonymi od siebie tylko o 15 km często wynosiła aż 10 stopni Celsjusza. Dlatego tak trudno przewidzieć pogodę w tym rejonie, gdzie granica deszczu, śniegu i marznącej mżawki potrafią być tak blisko siebie. A później miliony mieszkańców metropolii przeklina przepowiadaczy, bo albo mają im za złe że straszą niepotrzebnie, albo są w środku klęski żywiołowej, po której przez 3 dni nie można wyjechać ze śniegów z osiedla.
...
Padający śnieg zmusza do refleksji. Właśnie przypomniał mi się artykuł felieton Arta Buchwalda pod tytułem „Pada śnieg”, który czytałem bardzo dawno, jeszcze w komunistycznej Polsce. Zupełnie nie pamiętam o czym był ten felieton, jak też nie mam pojęcia, dlaczego pamiętam właśnie ten felieton?
Może dlatego, że byłem w szoku, odkrywając że w Ameryce też pada śnieg? (bo w tych czasach Ameryka kojarzyła się ze wszystkim co dobre). A może dlatego, że Art Buchwald doskonale uchwycił nigdzie na świecie niepowtarzalną atmosferę świąteczną Nowego Yorku?
Ale do świąt jeszcze trochę, tak że na razie nie będę się rozwodził.
Tak że na dzisiaj złe zwyciężyło. Ale jakby nie patrzeć, to po prostu wybryk natury. Ale osobiście wolę inne wybryki natury, tak jak pewne noworoczne popołudnie kilka lat temu (tak... 1 stycznia), gdzie temperatura 23 stopnie Celsjusza pozwoliła na otwarcie budy kabrioletu i przejażdżkę na okoliczną górę Sugarloaf Mountain.
Biały Halloween?
Nieee... za dwa dni znowu ma być 19 stopni.
... dobre zwycięży
1 komentarz:
Tak jak meteorolodzy przewidywali, dzisiaj, czyli następnego dnia po śniegu robi się ciepło.
Ale śnieg leży na tarasie z tyłu domu.
Ale pięknie z białym kontrastuje dzika róża, która właśnie zakwitła - po raz trzeci w tym roku.
Prześlij komentarz